poniedziałek, 25 lutego 2013

Git.

                   Ostatnia  zimowa  pełnia  księżyca  już  za  nami. No i git. Oj,  nabiłam  ja  przez  nią  parę  dekagramów,  żeby  nie  powiedzieć  kilogramów,  tzn.  przez  tę  zimę,  nie  pełnię.  Ostatnio  miałam  wręcz  wilczy  apetyt  i  często  bez  powodu  pulsujący  nerw  pod  skórą,  a  może  to  nie  był  nerw  może  raczej  doskwierało  mi  przedwiosenne  rozdrażnienie. To  sobie  jadłam,  a  jak  nie  jadłam  to  przekąszałam,  a  jak  nie  przekąszałam  to  mymlałam.  Właściwie  to  jadłam  raz  dziennie,  od  rana  do  wieczora.
                    Wczoraj  postanowiłam  się  zdyscyplinować  i  pomyślałam,  jeżeli  już  muszę  mymlać  to  przynajmniej  zacznę  ćwiczyć.  I  to  była  reakcja  "spontaniczna".  Wprawdzie  do  wiosny  schudnąć  nie  zdołam,  ale  warto  zacząć.  Zaczęłam.  Wczoraj  zrobiłam ... 2  przysiady  i  2  skłony,  dzisiaj  zrobiłam ... 2  przysiady  i  2  skłony.  A  co,  gwałtownie  zaczynać  nie  można.  Zdziwko  przeżyłam, bo bez problemu  w skłonie  dotknęłam  podłogi  i  udało  mi  się  podnieść  niskopienny  tyłek,  z  przysiadu.  No,  myślę  sobie:  Alko,  kilogramów  kilka  dźwigasz,  ale  ze  sprawnością  nie  najgorzej. Jutro  zrobię ... 4 przysiady  i  4  skłony.  Jestem "zdeterminowana"  skoro  powiedziało  się  "a",  trzeba  powiedzieć "b".  Ja  zmierzę  się  z  całym  alfabetem.!!!
                   

czwartek, 21 lutego 2013

Dwa lata.

                Dwa  lata  już  się  "bujam"  w  wirtualnej  rzeczywistości,  chociaż  " kopę"  należy  jeszcze  dodać  żeby  mój  wiek  stał  się  wiarygodny. Dwa  lata  temu  czułam  się  tu  jak  u  psychoterapeuty,  bo  najnormalniej  w  świecie  tutaj  się  wygadywałam. Bardzo  ale  to bardzo tego  wygadania się,  potrzebowałam.  Najfajniejsze  było  to,  że  przestrzeń  jest  bezimienna  i  niekoniecznie  ktoś  musiał  moje  wypociny  czytać.  Była  mi  potrzebna  ta  nie  reagująca  na  nic,  cyberprzestrzeń.  Zły  czas  w  moim  życiu,  mam  nadzieję  minął  już  bezpowrotnie. Teraz  jestem  tutaj,  piszę  w  zależności  od  potrzeb  i  wyłącznie  dla  przyjemności.  Przez  te dwa  lata,  poznałam  uroki  internetu,  chociaż  tajników  nie  pogłębiłam.  Jakoś  mnie  to  nie  interesuję,  wróć,  jakoś  mnie to nie  rajcuje.
                Świat  i  życie,  po  drugiej  stronie  kładki  też  jest  piękne.  Jest  w  nim  pełen  koloryt, ale  jest w  nim  przede  wszystkim  spokój, cierpliwość  i  zrozumienie. Nie  chciałabym  być  na wcześniejszym  etapie  swojego  życia. Teraz  jestem  szczęśliwa.

środa, 20 lutego 2013

Jak nie urok.

                   Czas  szybko mija.  Po trzech  tygodniach  noszenia  gipsu,  wczoraj  Julka  została  od  niego  uwolniona. Jej  pierwsze  wrażenie  po jego  zdjęciu: "jaka  ta  ręka  lekka,  jakby  chciała  odfrunąć  do  góry". Pomimo  gipsu  była  bardzo samodzielna,  nawet  w jakiś  pokazach  tańca  brała  udział  i  wcale  nieźle  nauczyła  się  pisać  lewą  ręką. Dziecko  pozbyło  się  gipsu,  ale  załapało  infekcję  wirusową  i  od  wczoraj  Kasia  jest  z  nią  na  zwolnieniu. Jak  to  się  mówi: "jak  nie  urok,  to  przemarsz  wojska".  Nic  dziwnego  w  tym  nie  ma,  skoro  przez  tyle  tygodni  bombardowana  była  zarazkami,  przynoszonymi  przez  dzieci  do szkoły. Kiedyś  organizm  musiał  im  ulec,  no i uległ.
                  Niestety,  znowu  od  kilku  dni  żyjemy  w  zimowej  aurze. Żebyśmy  nie  odczuwali  zbytniej  tęsknoty  za  nią  przez  kolejne  miesiące  roku, to  rozpanoszyła  się  na  nowo. Codziennie  funduje  nam  nową  dostawę  świeżutkiego  śniegu  i  zamiast  szykować  się  do  odwrotu,  ona  króluje.  To  prawda,  że  zimą  musi  być  zimno  i  musi  być  śnieg, ale  tak  upierdliwej  paniusi  to  już  dawno  nie  było.

czwartek, 14 lutego 2013

Trzeba marzyć.

Trzeba marzyć
Jonasz Kofta

Żeby coś się zdarzyło
Żeby mogło się zdarzyć
I zjawiła się miłość
Trzeba marzyć
                 Zamiast dmuchać na zimne
                 Na gorącym się sparzyć
                 Z deszczu pobiec pod rynnę
                 Trzeba marzyć
Gdy spadają jak liście
Kartki dat z kalendarzy
Kiedy szaro i mgliście
Trzeba marzyć
                 W chłodnej, pustej godzinie
                 Na swój los się odważyć
                 Nim twe szczęście cię minie
                Trzeba marzyć
W rytmie wietrznej tęsknoty
Wraca fala do plaży
Ty pamiętaj wciąż o tym
Trzeba marzyć
                 Żeby coś się zdarzyło
                 Żeby mogło się zdarzyć
                 I zjawiła się miłość
                 Trzeba marzyć

               Miłość  jest  ( podobno )  paliwem  wszystkich  naszych  działań. Miłość  uskrzydla  ( podobno )  bardziej  niż  Red  Bull.  Miłość  zasługuje  więc,  na  swoje  święto!  No i  ma je!  Przeflancowany z  Ameryki,  coraz  silniej  zakorzenia  się  w  Polsce - Dzień  Zakochanych,  ze swoim  patronem  Św.Walentym.  Jak dobrze,  że  na  szarym  przednówku  zaistniał  taki  kolorowy  akcent. Wprawdzie  dzisiaj  przednówek,  w swym kolorycie  jest  biały  bo  padał  śnieg,  ale  w  kolorze  szarym  jest  więcej  "dramatyzmu". :):):)

wtorek, 12 lutego 2013

Brakujące ogniwo.

                   Głupia  sprawa,  niestety  bardzo  głupia,  ale  utwierdzam  się  w  przekonaniu,  że  facet  to  jednak  brakujące  ogniwo  w  teorii  Darwina.  Struktura  niby  nieskomplikowana,  ale  z  obsługą  bywa  różnie.  Ostatnio  było  mi  niezwykle  trudno, ale  udało się  i  z satysfakcją  zaznaczę, dzięki  staraniom  faceta.  Pozostaje  polerowanie  rysy,  chociaż  zapału  coraz  mniej.  Mniejsza  o  większość, co ma  być  to  będzie.
                    Mnie  najbardziej  ostatnio  nurtuje  myśl,  kiedy  w  końcu  tegoroczna  zima  będzie  tylko  wspomnieniem.  W  tym  roku  jest  wyjątkowo  dokuczliwa,  a  może  sześć  tygodni  choroby  wpłynęło  na  to,  że  tak  ją  odbieram?  Sama  już  nie  wiem.  Wczoraj  aura  tchnęła  wiosną,  dzisiaj  znowu  jest  zimowa.  Naturalnie  przez  to  głowa  mnie  nie  boli,  ale  wręcz  napiernicza.  Jakże  bym  chciała  żeby  była  już  wiosna,  chciałabym  pewnie  nie  tylko  ja,  ale  Kajtek  też  i  kwiaty  również.  Przebiśniegi,  przebijają  śnieg  i  wychylają  już  swoje  białe  łebki,   to  małe  i  odważne  kwiatki.  A  może  odważne  dlatego,  bo  zimowe?   W  przyrodzie  zamknięta  jest  ogromna  siła,  na całe  szczęście  jest  coś,  nad  czym  człowiek  nie  może  całkowicie  zapanować.

środa, 6 lutego 2013

Jutro.

                   Dopieka  mi  okropne  ta  zgnilizna  pogodowa.  Dopieka  mi  do  tego  stopnia,  że  swoje  niżowe  nastawienie  do  życia,  ratuję  chlebem  chrupkim  z  miodem. Chleb  chrupki  to  takie  oszustwo,  że  niby  kalorii,  że  niby  ich  mniej,  oszustwo  i  już.  Zęby  ostrzę  na  jutro,  na  tłusty  czwartek  i  na  tłuste  pączki.  A  dam  se  jutro w  bioderka,  a  co  se  mam  żałować!  Tłusty  czwartek  to  taki  dzień  w  roku,  w  którym  pomimo  swoich  niewątpliwie  obfitych  kształtów,  daję  sobie  po  tych  kształtach  bez  żadnych  wyrzutów  sumienia.  Jest  to  jedyny  dzień  w  roku,  kiedy  jem  pączki  w  ilości  yhy, yhy, yhy.  Zwykle  tej  bomby  kalorycznej  nie  jadam.  Żeby  nie  było,  że  się  boję  utyć!?  Nie  jadam  tylko  i  wyłącznie  ze  względów  zdrowotnych  a   nie  względów  estetycznych.  Uwielbiam  te  z  nadzieniem  różanym,  wow  jak  uwielbiam.  Mają  swój  charakter,  adekwatny  do  tłustości  tłustego  czwartku.
                  I  to  by  było  na  tyle.