wtorek, 30 kwietnia 2013

Laicik.

         Takiego  spokoju  jak  obecny,  to  ja  już  dawno  nie  miałam.  Bardzo  długi  weekend  i  taki  laicik.  Żadnych  garów,  żadnych  wypieków  i  żadnych  rumieńców  z  tego  tytułu  na  twarzy,  tylko  stoicki  spokój  przerywany  grzebaniem  w  ziemi. W  poprzednich latach,  w  tym  wolnym  czasie  "wpadała"  do  mnie  koleżanka  z  synem.  W  tym  roku  nie  "wpadnie",  podzieliły  nas  różne  oczekiwania  dotyczące  relacji  koleżeńskich.  Kasia  też  nie  wpadnie,  bo  "buja  się"  po  Francji.  Ola  też  nie  wpadnie,  bo "leniuchuje" w  szpitalu.  No,  czyż  nie  laicik?  Trochę  mnie  jego  długość  przeraża,   bo  pustki  w  mieście  straszeczne,  nawet  na  parkingu  luzy.  Dlatego  zagospodarowałam  czas  inaczej  i  tym  razem,  to  ja  wyjdę  "do  ludzi".
         Będzie  grill,  będzie  piwo  i  łono  natury ( osobiście  nie  gustuję  w  takim  wypoczynku ),  ale ... raz  nie  zawsze,  dwa  nie  wciąż.  Tzn.  tak  ma  być  o  ile  pogoda  nie  pokrzyżuje  nam  planów,  bo  do dzisiaj  nas  nie  rozpieszcza. Impreza  może  być  też  pod  dachem,  ale  zdecydowanie  wolałabym  łono.  Ja  i  mój  pies  mamy  zaproszenie  z  noclegiem.  Wykorzystamy to.

sobota, 27 kwietnia 2013

Znowu długi....

           Mój  długi  weekend  trwa  już  sześć  lat.  W  tym  roku  osoby  pracujące,  przy  właściwej  kombinacji,  mogą  mieć  nawet  dziewięć  dni  wolnego.  No  i  moi  tak  właśnie  pokombinowali.  Wczoraj  wylecieli  do  Paryża. Wczoraj  padał  tam  wiosenny,  ciepły  deszczyk  co  wprawiło  Kasię  w  zachwyt,  a  i  dalszym  zachwytom  nie  było  końca.  Nie,  nie  nad  urokami  miasta,  tego  przecież  nie  zdążyli  jeszcze  poznać,  ale  nad  przyrodą.  W  Paryżu  jest  bardzo  ciepło,  bardzo  zielono  i  bardzo  kolorowo.  Zielone  drzewa  i  kolorowe  kwiaty  przy  właściwej  pielęgnacji,  odpowiedniej  dbałości   wyglądają   przepięknie.  Taką  ferię  barw  zobaczymy  dopiero  za  kilka  dni,  może  nie  będzie  taka  dopieszczona  jak  w  Paryżu,  ale  też  będzie.  Trochę  nam  niestety  brakuje  tej  społecznej  kultury,  ciągle  pokutuje  przekonanie,  jak  coś  nie  jest  moje  to  po  co ... po  co  o  to  dbać.  Wiosna  jest  tak  samo  piękna  w  każdym  zakątku  świata,  na  mojej  prowincji  też.
          Dzisiaj  Julka  ma  urodziny,  przypominam  sobie  nasze  świętowanie  sprzed  roku  i  trochę  za  mim  tęsknię.  Dzisiaj  mogłam  wysłać  jej  tylko  mms-a.  Dobrze,  że  moje  dziewczyny  odwiedziły  mnie  tydzień  temu,  to  przynajmniej  sprawa  prezentów  jest  czytelna.
          Urodziny  ma  również  mój  Przyjaciel,  któremu  największy  prezent  sprawiła  wnuczka...Alicja  przychodząc  wcześniej  na  świat.  Jutro  Alicja  z  mamą  wracają  już  do  domu.

niedziela, 21 kwietnia 2013

Przeeeleciaaały.

         Przeleciały  dziewczyny  przez   mój   dom,  a  trwało  to  jak  mgnienie  oka.  Ja  nie  wiem  jak  to  jest  możliwe,  ale  tak  jest.  Spały,  jadły,  rozmawiały  i  myk,  myk  już  ich  nie  ma.  Miły  i  aktywny  weekend  przeżyłam,  na  dodatek  przy  pięknej  pogodzie.
         Najważniejsze  jednak  było  to,  że  "wpadła"  do  Polski  Iwonka  i  spotkałyśmy  się ... w kawiarni ... na lodach.  Dzięki  niej  i  dla  niej  "oderwałam  się  od  podłoża"  i  chociaż  na  krótki  czas  zerwałam  z  osiadłym  trybem  życia. Wspominała  kiedyś  nieśmiało,  że  może  jej  się  uda  przyjechać,  ale  niczego  nie  była  pewna.  Udało  się,  tylko  to  taki  ekspresowy  pobyt  i  ekspresowe  spotkanie.  Żeby  oddać  sprawiedliwość,  cieszę  się  chociaż  z  tego.  Zaprasza  mnie  do  siebie,  ale  jak  sobie  pomyślę  o  tych  5 - 6  godzinach  jazdy  to ... nie  jadę.  Ale  namawiaczy  do  tego  wyjazdu  mam  wielu.  Tylko  to  tak  trudno  przestać  być  polipem.  Zobaczymy,  do  lata  jeszcze  trochę  czasu.
         Oooogródek?,  a  no  ma  się  dobrze.  Kolorów  coraz  więcej,  nawet  Kasia  wróciła  do  domu  z  kwitnącymi  żonkilami  z  mojego  ogródka. Jutro  ciąg  dalszy  grzebania  w  ziemi  i  sadzenia  kwiatów,  Dostałam  od  Julki  bratki  w  niebiesko - granatowym  kolorze  i  cebule fioletowych  mieczyków.  Poza  tym  ma  trochę  nasion  do  wysiania.  Lubię  tę  robotę, a  endorfiny  po  tej  robocie  lubię  najbardziej.

wtorek, 16 kwietnia 2013

Pomimo.

          Dzisiaj  tak  zniewalająco  pachniał  poranek,  że wprost  nie  chce  się  wierzyć  w  to,  że  kilka  dni  temu  leżał  jeszcze  śnieg  i  było  go  dużo.  Jest  pięknie,  wiosnę  można  odbierać  wszystkimi  zmysłami.  No  i  ja  ją  tak  odbieram.  W  końcu  jest,  ukochana  przeze  mnie  pora  roku.  Jeszcze  teraz  odczuwam  ten  ciężar  oczekiwania. 
          Prace  w  ogródku  posuwają  się ... tip topami.  Ziemia  jest  jeszcze  taka  zimna,  że  wczoraj  normalnie ... spieprzyłam,  bo  tak  zmarzłam  w  stopy.  Pąków  i  kwitnących  kwiatów  jest   coraz  więcej,  oczywiście  chwaściorów  jest  najwięcej!!!
          Pomimo  tego  uroku  dzisiejszego  poranka,  ze  mną  jest  coś  nie  tak.  Dzisiaj  jestem  w  opozycji  do  samej  siebie.  Kłócę  się  ze  sobą,  ryczeć  mi  się  chce,  boli  mnie  głowa  ale  najchętniej  walnęłabym  się  w  łeb,  tylko  zupełnie  nie  mam  pojęcia  dlaczego?.  Wszystko  jest  przecież  okey,  bardzo  okey.  Nie  podejrzewam  siebie  o  to,  że  wkurzam  się  na  to okey?  Stan  mojego  ducha  odbił  się  na  śniadaniu: biała  bułka  z  dżemem.  Bułkę  świeżutką  kupiłam  rano,  dżemik  własnej  roboty, słodziutki  jak  miodzio. A  bułek  tak  naprawdę  kupiłam dwie ... na drugie  śniadanie  też.  Coś  się  dzieje  ze  mną,  tylko  co?

niedziela, 14 kwietnia 2013

Pan Kos.

         Większość  wiosennych  poranków  mnie  zachwyca,  no i  dzisiejszy  również  to  zrobił.  Wszystko dzisiaj  było  cudne: błękitne  niebo,  rześkie  powietrze,  rosa  na  trawie  i ... przepiękny  śpiew  kosa.  Ten  czarny  ptaszek  z  pomarańczowym  dziobkiem  odśpiewał  całą  uwerturę.  Stałam  pod  drzewem  z  zadartą  głową,  słuchałam  i  podglądałam.  Kos  nie  siedział  sobie  zwyczajnie  na   nagiej  jeszcze  gałęzi  lipy  i  po  prostu  śpiewał,  on  się  cudownie  przy  tym  wdzięczył.  I  ogonek  i  skrzydełka  i  głowa  wszystko  było  w  tanecznych,  zalotnych  ruchach.  Szczęśliwej  adresatki  męskiego  ptasiego  śpiewu,  niestety  nie  widziałam.  Każdego  roku  zastanawiam  się  co  w  tym  śpiewie  kosa  jest,  że  tak  mami  bo  mnie  zwyczajnie  mami.  Tyle  różnych  dźwięków  ze  swojego   gardziołka  potrafi  wydobyć,  jak  orkiestra  z  wielu  instrumentów,  tylko  Pan  Kos  robi  to sam.  Przepięknie.
         Jak  to  dobrze,  że  mam  psa  który  wyciąga  mnie  na  spacery.  A  Kajtek  też  wiosenny,  świeżutko  wykąpany,  wyczesany  i  szczęśliwy.  Pomimo  tego,  że  systematycznie  wyczesywany  gubi  bardzo  sierść  i  całe  jej  mnóstwo  zostało  jeszcze  w  brodziku.  A  przecież  piesek  taki  mały  a  sierści  ma  tak  dużo.  Luuubi  się  kąpać  mój  jamniczek.  A  teraz  po  spacerze,  jeszcze  sobie  dosypia.  Skubany,  rano  mnie  wyciąga  z  łóżka  i  nie  obchodzi  go,  że  do  dokończenia  rozdziału  czytanej  książki  została  mi  jeszcze  strona.  Teraz  sobie  śpi,  a  ja  piszę  i ... wypełnia  mnie  szczęście.

piątek, 12 kwietnia 2013

Na panewce.

                   Dzisiejszy  harmonogram  moich  zajęć  spalił  na  panewce.  Niestety.  Miałam  zamiar  na  ciąg  dalszy  bezpośredniego  kontaktu  z  naturą,  ale  deszcz  mi  to  uniemożliwia.  Cieszę  się  chociaż  z  tego,  że  wczoraj  usunęłam  uschnięte  "badziewia"  z  roślin  i  poodsłaniałam  róże  i  hortensję.  Na  pierwszy  rzut  oka,  przezimowały  chociaż  ubytki  na  krzakach  są  widoczne.  Prawdziwy  obraz  strat  ukaże  się  później,  jak  wypuszczą  liście  i  zakwitną  kwiaty.  Dzisiaj  roślinki  opłucze  pierwszy,  ciepły  wiosenny  deszcz.  O  tym,  że  jest  ciepły  osobiście  się  przekonałam  na  porannym  spacerze  z  Kajtkiem.  Jak  dobrze,  że  mam  psa.
                  A  dzisiaj?  No  cóż  będę  robić  to  czego  nie  lubię,  przeglądać  odzież.  Spełnię  chociaż  dobry  uczynek  i  oddam  coś  ze  swoich  zasobów  dla  schroniska   św.  Brata  Alberta,  właśnie  przeprowadzają  zbiórkę.  Tym  bardziej,  że  św.  Brat  Albert Chmielowski   zresztą  franciszkanin,  zresztą  Polak  to  człowiek  który  grał  na  bardzo  bliską  mojej  naturze,  nutę.  Mam  nadzieję,  że  osoby  prowadzące  to  schronisko  mają  podobną  wrażliwość.

czwartek, 11 kwietnia 2013

Doczekałam się.

          Nareszcie  pierwsze  dwie  godziny  obcowania  z  naturą,  mam  poza  sobą.  Co  to  za  przyjemność  po  tylu  miesiącach  bezczynności.  Nie  do  zniesienia  była  już  sytuacja,  kiedy  patrzyłam  w  kalendarz ,  na  upływające  dni  i  leżący  odłogiem  ogródek. Trochę  przeszkadzał  mi  dzisiaj  wiatr  i  musiałam  skończyć  wcześniej  niż  planowałam,  ale  jeszcze  niezbyt  wiele  prac,  oprócz  tych  porządkowych  można  wykonać.  Za  to  przez  całe  popołudnie  i  wieczór  palą  mnie  policzki  i  są  czerwone,  czego  pieruńsko  nie  znoszę,  a  po  plecach  lata  dreszcz.  Jutro  dalszy  ciąg  dostarczania  sobie  endorfin.
          W  ubiegłym  roku  o  tej  porze  ogródek  wyglądał  zupełnie  inaczej.   Dzisiaj  cieszyłam  się,  że  wyglądają  już  szafirki,  hiacynty   i  młode  pędy  ma  sasanka.  Oj,  czekanie  jest  okropne,  nawet  czekanie  na  wiosnę.  Kajtek  w  końcu  miał  też  przyjemność  wylegiwania  się  na  słońcu  i  obszczekiwania  wróbli.  Bo  te  oczywiście  uskuteczniają   wodne  kąpiele  i  stroszą  piórka,  hałasując  przy  tym  okropnie.  W  końcu  słyszane  jest  to  radosne  ptasie  hałasowanie.  Doczekałam  się. Kajtka  mają  za  nic,  a  to  przecież ... groźny  pies  myśliwski.

niedziela, 7 kwietnia 2013

Radość....

           Radość  moja  jest  ogromna.  Trzeba  chyba  zacząć  trąbić,  że   w  końcu  jest  wiosna.  Wyraźnie  zaczyna  zasadzać  się  w  moim  ogródku. Przez  tyle  dni  wypatrywałam  krokusów,  aż  dzisiaj  dostrzegłam  pąki  kwiatów  nad  ziemią.  Zdziwiona  byłam  ogromnie,  bo  po kilkunastu  minutach  te  pąki  były  już  rozchylone.  Cudownie,  wprawdzie  kwitnie  dopiero  kilka  krokusów,  ale  na  kwitnienie  pozostałych  nie  będziemy  musieli  pewnie  długo  czekać.
          Przeszłam  się  pomiędzy  rabatkami,  a  chodzenia  mam  niewiele  bo  i  rabatek  jest  mało,  ale od  ubiegłego  tygodnia  zaszły  wyraźne  zmiany.  W  ubiegłym  tygodniu  były  pędy  na  powojniku  ( mam  nadzieję,  że  nie  przemarzły ),  a  dzisiaj   to  i  piwonia  ma  już  pędy  o  nabrzmiałym  bzie  nie  wspomnę.  Jeszcze  potrzeba  jakichś  dowodów  na  obecność  wiosny?  Chyba  nie,  ale  jeszcze  dorzucę ...  miodunka  kwitnie  i  to  już  przynajmniej  od  połowy  tygodnia.
          W  świecie  ptaków  poruszenie,  śpiewają,  budują  gniazda  i  kochają  się.  Na  niebie  coraz  większy  tłok,  masowo  powracają  kaczki  i  gęsi.  Ciekawa  jestem  czy  powrócą  te  które  kiedyś  zawróciły.  Och  wiosno,  w  końcu  chyba  jesteś,  ale  kurcze  ... długo  kazałaś  na  siebie  czekać.

wtorek, 2 kwietnia 2013

Poranek .

          Dzisiejszy  poranek  jest  tak  piękny,  że  normalnie  zapiera  mi  dech  w  piersi. Temperatura  na  znośnym  dla  organizmu  minusie,  promienie  słońca  przedzierają  się  przez  chmury,  padają  na  śnieg  i  dzięki  nim  pojawia  się  oślepiająca,  kłująca  oczy  aż  do bólu,  biel.  Tylko  co  z  tego,  że  jest  tak  pięknie  skoro  jest   to  poranek  zimowy!   W  kwietniu  cała  półkula  północna  czeka  już  na  poranki  wiosenne!
          Pomimo  wszystko  wiosna  nadejdzie,  czuć  ją  już  w  ptasim  śpiewie.  Coraz  więcej  ptasich  głosów  się  odzywa,  coraz  więcej  ptasich  chmar  się  pojawia. Tylko  tak  szkoda,  że  muszą  walczyć  z  naturą  o  przetrwanie. Muszą  dać  radę!  Ciągła  walka  trwa  w  przyrodzie,  ciągła  walka  trwa  w  życiu.
          Jak  dobrze  mieć  psa  i  poranne  psie  obowiązki.  Gdyby  nie  on ... Kocham  psa,  kocham  te  obowiązki  i  kocham  przyrodę.  A  podglądanie  przyrody,  to  wręcz  moja  pasja.
          Dzisiejsze  piękno  poranka,  odpłacam  niestety  bólem  głowy.  Trudno.  Niestety.  Szlag  by  to  trafił.

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Prima aprilis - 2013 r.

               Rozpoczyna  się  drugi  dzień  Świąt  Wielkanocnych,  takich  trochę  dziwnych Świąt.  A  dzisiejszy  dzień  jest  szczególnie  dziwny,  nawet  bardzo  dziwny,  powiedziałabym  niezwykły  w  swoim  dziwactwie.  Ja  takich  Świąt  nie  pamiętam.  Zwykle  te  wiosenne  Święta,  o  letnim  już  czasie,  witają   nas  kolorami  wiosennych  kwiatów.  Czasami  jest  tych  kolorów  mniej  ( jak  powinno  być  w  tym  roku ),  kiedy  Święta  są  wcześniejsze,  czasami  jest  ich  więcej  jeżeli  Święta  przypadają  pod  koniec  kwietnia. Tegoroczne  nie  myślą  o  kolorach,  tegoroczne  nadal  skąpane  są  w  bieli,  zero  innych  barw  tylko  przytłaczająca  już  w  tej  chwili,  biel.
            Dowcip  a  może  pewien  smaczek  tegorocznej  natury,  sam  nasuwa  się  na  myśl.  Drugi  dzień  Świąt  Wielkanocnych,  to  lany  poniedziałek  zwykle  lany  wodą.  Dzisiejszy  lany  poniedziałek  odbędzie  się  na  śnieżki,  które  po  roztopieniu  jakąś  tam  wodę  dają,  a  zbyt  twarde  mogą  zrobić  krzywdę.  Na  dodatek  tegoroczny  poniedziałek  wielkanocny  przypada  na  pierwszy  dzień  kwietnia,  a  więc  popularny  prima  aprilis.
            Można  byłoby  siląc  się  na  dowcip,  powiedzieć:  niezłego  psikusa  wykręciła  nam  przyroda  na  prima  aprilis.  Jednak  kiedy  spojrzę  za  okno  i  widzę  prószący  śnieg  to  wiem,  że  to  nie  jest  żaden  psikus  to  jest  rzeczywistość,  tym  razem  biała. 
Pytam:  dlaczego  to  nie  jest  jednak  prima  aprilis? 
Stwierdzam:  zima  w  drugi  dzień  Świąt  Wielkanocnych,  to  koszmarna  rzeczywistość.
Słyszałam:  zima  podobno  ma  jeszcze  trwać  i  trwać,  przynajmniej  do  końca  kwietnia.  I  to  też  nie  jest  prima  aprilis,  tak  mówią  meteorolodzy  zamknięci  na  Spitsbergenie.
Żartuję:  niezłe  jaja,  wcale  nie  wielkanocne,  wykręciła  nam  przyroda  z  tą  zimą  na  wiosnę.
Mam  nadzieję:  że  flora  i  fauna  zdoła  wszystko  nadrobić.
          Tylko  rodzime  ptaki  próbują  wiosennych  harców,  bo  te  wędrowne...nic  z  tych  dziwactw  przyrodniczych  nie  rozumieją.