wtorek, 30 lipca 2013

Dałam....

            Dałam  ciała  czy  nie  dałam (?),  oto jest pytanie.  Na  pewno  trochę  się  zaniedbałam.  Życie  nawet  moje,  emerytki  na  pełnym  etacie  posiada  tyle  atrakcji  i  różnych  urozmaiceń,  a  ja  je  olewam.  Przesadzam,  nie  olewam  tylko tak  jakoś  wyszło,  że  nijak  nie  miałam  ochoty  siadać  przy  klawiaturze.  Atrakcje  i  urozmaicenia  to  jedno,  a  na  dodatek  mknie  do  przodu  jak  szalone,  to  drugie. Najzwyczajniej,  nie  wyrabiam. 
            Pobyt  Kaśki  i  Julki  już  poza  mną,  próbne  i  nie  tylko  próbne  jazdy  nowym  autkiem  też  już  poza  mną,   nawet  tropikalne  upały  też  poza  mną,  a  ja  nawet  tego  nie  odtrąbiłam !!!!! 
            Chyba  popełniłam  grzech  zaniechania (?)  i  nie  był  to  jedyny  grzech  jaki  popełniłam  w  tym  czasie.

czwartek, 4 lipca 2013

Mrówki, Avatar i Halka.

        Mrówki  tak  mnie  wkurzyły,  że  wypowiedziałam  im  wojnę.  Globalną  i  totalną.  To są owady  których  nie  znoszę,  nie  znoszę  tak  bardzo jak  tylko  to jest  możliwe.  Walczę  z  nimi  już  chyba  z  miesiąc. Dostały  takiego  czadu,  że  teraz  pojawiają  się  tylko  pojedyncze  egzemplarze,  ale  jeszcze  się  pojawiają. A  poza  tym  odkrywam ... nowe  gniazda.  Rodzajów  mrówek  jest  całe  mnóstwo.  Wczoraj  odkryłam  nowe  gniazdo  w  lawendzie.  Cudnej,  pachnącej  wdzięcznej  lawendzie.  No  i  tu  już  przegięły  pałę,  rozwaliłam  mrowisko,  posypałam  proszkiem  i  niech  paskudy  giną, a  jaja  niech  wysychają  na  słońcu.  Pisząc  o  nich  wszystko  mnie  swędzi.
        Coś  musiało  się  załamać  w  łańcuchu  pokarmowym,  bo  i  chrabąszczy jest  zatrzęsienie.  Po  miesiącu  pojawiły  się  znowu,  tym  razem  mniejsze  i  takie  satynowe.  Całe  mnóstwo  przylatuje  do  powojnika,  malwy  i  pozostałości  po  kwiatach  pnącej  róży.  Wczoraj  przeżyłam  zmasowany  atak  i  musiałam  się  ewakuować,  to  latające  towarzystwo  ubzdurało  sobie  chyba,  że  i  ja ... kwiatem  jestem.  Stanęłam  oko w  oko  z  chrabąszczami,  ja  stałam  a  one  latały  na  wysokości  oczu.  Jakaś  iluzja  to  była  i  pomyślałam  sobie,  Avatar  przeżywam  na  jawie,  czy  co  do  piernika  jasnego.
       A  ogródek  jest  śliczny,  kolorowy  i  zaczyna  w  końcu  mieć  właściwy  charakter,  tzn. teraz  tak  uważam,  ale  co  będzie  jesienią  lub  wiosną?  Nie  wiem,  może  "najdzie  na  mnie"  kolejna  koncepcja.
       Piszę  o  ogródku,  cieszę  się  tym  skrawkiem  ziemi  pod  oknami i  przypomniało  mi  się,  że  moja  wirtualna  koleżanka  Halka,  po  kolejnej  mojej  opowiastce  o  kwiatkach,  ptaszkach  i  owadach  przysłała  mi  taki  jak  sama  nazwała  "wierszyk,  nie wierszyk":

      "Ile trzeba poranków i wieczorów w ogrodzie,
       żebyś w końcu wiedziała jaka jesteś na co dzień ,
       jesteś dobra i cicha, taka swojska -do licha !!!!!"
     
      Ładne i dla mnie, tylko chyba nie o mnie.

środa, 3 lipca 2013

Wybrakowany towar.

          Wakacje  sobie  trwają,  miałam  być  już  z  dziewczynkami,  miałam  ale  nie  jestem.   Właściwie  nic  wielkiego się  nie  stało (!?)  po  prostu   Kaśka  poszła  pod  nóż ... chirurgiczny,  a precyzyjniej  ortopedyczny.  Już  trzeci  raz,  w  swojej  przeszło dziesięcioletniej  karierze  nauczycielki,  ma  takie  urozmaicenie  wypoczynku  wakacyjnego.  A  tym  samym  i  mnie  zrobiła  w  bambuko  i  popsuła  mi  wakacje ( sprzedałam  jej  taki  tekst ),  chociaż  wiadomo,  że  nie  od  niej  to  zależało.  Wybrakowany  jakiś  towar  mi  się  trafił  i  nawet  nie  mam  do  kogo  złożyć  reklamacji.
           Jestem  osobą  zorganizowaną,  ale  moja  organizacja  wzięła  w  łeb.  Nie  wiadomo  co  się  uda  zrealizować,  a  miały  być  podróże  i  małe  i  duże.  Niestety  dzisiaj  jeszcze   nie  wiem  kiedy  do  mnie  przyjedzie,  naturalnie  nerw  mnie  szarpie  i  gul  mi  skacze.  Przez  dziesięć  dni  po  zabiegu  bierze  zastrzyki,  zdjęcie  szwów  15.07.  i  czy  potem  już  nastanie  mój  czas?  Nie  wiem,  ona  pewnie  też  nie  wie.  Tymczasem  trochę  leży,  trochę  próbuję  chodzić  ale  przede  wszystkim  walczy  z  bólem.
         A  w  moim  ogródku  jest  tak  ślicznie  i  nawet  mam  Prowansję "+",  kwitnie  niebieska  i  biała  lawenda.  Prowansalskie  lawendowe  pola  znamy  tylko  w  lawendowym  kolorze,  a ja  mam  również  białą.  Nie  chwaląc  się,  miałam  jeszcze  lawendę  w  granatowo-fioletowym  kolorze,  ale  niestety  nie  przetrzymała  zimy.  Pewnie  uzupełnię  ten  kolor,  ale  już  nie  w  tym  roku.