Trochę mi zeszło, to nawet nie było zawieszenie się. Trochę mi zeszło, bo dziesięć dni spędziłam u Córki. Babcia była rodzinnym pogotowiem ratunkowym, zachorowała Julka. Bardziej to było dmuchanie na zimne, niż prawdziwa choroba, ale wg lekarki powinna zostać w domu. Została. Julka to jest totalny, intrawertyczny świrus. Dziecko, nie do podrobienia. Natomiast babcia utwierdziła się w przekonaniu, że bycie kobietą tylko domową, to jest cholernie wyczerpująca i ogłupiająca robota. Na Wszystkich Świętych zjechaliśmy do mnie i ... umknęło tych dni kilkanaście.
Patrzę na swój nie do końca przygotowany do zimy ogródek i obiecuję sobie, że już jutro go dopieszczę. Naturalnie jeżeli pogoda na to pozwoli. Nie było mnie podczas pierwszych przymrozków, które zniszczyły ostatnie kwitnące kwiaty. Ogródek wygląda żałośnie.
Tej listopadowej odsłony jesieni, nie lubię. Nie lubię zacinającego deszczu, przenikliwego wiatru, gnijących liści i długich wieczorów. Nie lubi tego też mój Kajtek. Przy byle jakiej pogodzie, wyjście na spacer ogranicza do kilku szybkich siknięć pod jednym krzaczkiem. Nie ma nawet mowy o tym, żebym nakłoniła go na coś dłuższego, zapiera się jak osioł i nie pójdzie dalej na krok. Mnie to nawet pasi. Spacery odrabiamy, kiedy pogoda nam obojgu sprzyja, wtedy spacerujemy do woli.
Tak poza tym, listopad może mnie w nos pocałować, w mojej duszy jest maj.
Patrzę na swój nie do końca przygotowany do zimy ogródek i obiecuję sobie, że już jutro go dopieszczę. Naturalnie jeżeli pogoda na to pozwoli. Nie było mnie podczas pierwszych przymrozków, które zniszczyły ostatnie kwitnące kwiaty. Ogródek wygląda żałośnie.
Tej listopadowej odsłony jesieni, nie lubię. Nie lubię zacinającego deszczu, przenikliwego wiatru, gnijących liści i długich wieczorów. Nie lubi tego też mój Kajtek. Przy byle jakiej pogodzie, wyjście na spacer ogranicza do kilku szybkich siknięć pod jednym krzaczkiem. Nie ma nawet mowy o tym, żebym nakłoniła go na coś dłuższego, zapiera się jak osioł i nie pójdzie dalej na krok. Mnie to nawet pasi. Spacery odrabiamy, kiedy pogoda nam obojgu sprzyja, wtedy spacerujemy do woli.
Tak poza tym, listopad może mnie w nos pocałować, w mojej duszy jest maj.
Dobrze, że potrafisz mieć w duszy maj, gdy jest listopad i do tego jak na razie brzydki. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBrrr jak nie lubię listopada, chyba najbardziej z całego kalendarza.Maj jest cudniusienieńki.Na dodatek życie się do mnie uśmiecha.
UsuńCzego i Tobie życzę.Pozdrawiam:)
Najbezpieczniej jest mieć w sercu,duszy mniej wybuchowe miesiące,za najlepszu uznałabym wrzesień.Mnie też jest szkoda lata,wiosny też oczywiście.
OdpowiedzUsuńA dlaczego,jeśli wolno spytać,miesiące mniej wybuchowe? Bo co?Bo babcia,bo emerytka?Właśnie maj! wrześniowa to ja jestem z urodzenia.
UsuńMnie nie jest szkoda lata,mnie jest szkoda wiosny!
Pozdrowionka:)
To było wzajemne nacieszenie się.Uwielbiam dziewczynki.Pa:)
OdpowiedzUsuń