niedziela, 3 stycznia 2016

Życzenia i tłumaczenia.

        Akceptacji tego co niesie nam życie,
        zdrowia i wewnętrznej harmonii
        oraz życzliwych i sprawdzonych przyjaciół,
        na Nowy 2016 Rok serdecznie życzę.

      Wiem, wiem zaniedbałam się okrutnie. Przepraszam.
     Z przyjemnością pisałam bloga i nadal go piszę, tylko w innym miejscu, na portalu  Pasjoneo.pl  Nie mam czasu żeby pisać go jednocześnie w dwóch miejscach, bo przecież muszę jeszcze czytać książki! No i jeszcze wykonywać te wszystkie codzienne bzdety, które i tak ograniczyłam do minimum.  Pozdrawiam serdecznie wszystkie osoby tu zaglądające...jeszcze. Alicja.

czwartek, 26 lutego 2015

Luty.

      Luty już się wprawdzie kończy, ale na taki optymistyczny wierszyk nawet w końcówce miesiąca nie jest za późno.

     LUTY
Patrz,za oknem luty śpiewa
chociaż słońce oczy mruży
wita szumem Cię fontanna
- wszystko Tobie dobrem służy.

Zajęć życzę niezbyt wiele,
i nie w takim szybkim pędzie,
by spokojnie wypić kawkę
i nie martwić się tym,co będzie…

Trochę śmiechem czas zapełnij,
bo wskazana jest pogoda
nadchodzący dzień niech jeszcze
iskier do spojrzenia doda...

      Dostałam taki wierszyk od koleżanki i przeniosłam go z portalu na portal , dzięki niemu pod jarałam się  optymizmem i jadę do miasta. Ciężkie dni przede mną...ale dopiero od poniedziałku.

niedziela, 22 lutego 2015

Dezorientacja absolutna.

          Przez tę nijaką "zimę i nie zimę", często schodzę do ogródka. A tam....dezorientacja absolutna, nie tylko moja, ale roślin i ptaków również. Jak można zrozumieć fakt, że woda w pojniku dla ptaków zamarzła, a obok z ziemi wychylają się co najmniej na 5cm  lilie i tulipany. Gdyby to były pierwiosnki, przebiśniegi czy krokusy. Okej, ale lilie?. Po kiepskiej zimie, pewnie i lato w ogrodzie będzie kiepawe. Pąki są na różach, na jaśminie i bzie, nawet na powojniku. Najgorsze, że były już przed ostatnimi przymrozkami, jak oberwały mrozem to będzie goło i wesoło, o kwiatach można zapomnieć.
           Nie znoszę zimy to fakt, ale żeby tak kręcić w biorytmie roślin to już świństwo. Na szczęście dzisiejszy poranek pachniał lekko wiosną. Najpierw na trawniku szalały gawrony, bo walczyły o skórkę od chleba. Wróble cicho się przyglądały, wiadomo, pozycja z góry przegrana. Ale kilkanaście kroków dalej zobaczyłam swojego ulubionego śpiewaka, kosa, jak a podrygach przymilał się do swojej pani. Tak mi smutno, że nie chcą zagnieździć się w moim ogródku. Uwielbiam ich śpiew, i ich zaloty, i połączenie czerni z pomarańczem. W innym "wydaniu" koloru pomarańczowego nie cierpię, tak jak szurania jakimś świństwem po szybie..aż mi zęby cierpną.
           Jak dobrze, że do wiosny coraz bliżej.

poniedziałek, 16 lutego 2015

Odwiesiłam się.

        Po czternastu miesiącach "odwiesiłam się".  Trochę za sprawą Aspekt, trochę na przekór sobie. Aspekt to zaprzyjaźniona, wirtualna koleżanka z Pasjoneo. Żeby była jakaś równowaga w dysponowaniu  tzw. wolnym czasem, wypisałam się z fb. Niestety, nie akceptuję chaosu panującego na portalu. Nie akceptuję też zaglądania w cudze życie, do którego jestem poniekąd zmuszana, przez jego użytkowników. Jako jednostka społeczna, kochająca nade wszystko wolność, wypisałam się. Udało mi się to też dzięki zaprzyjaźnionej, tym razem rzeczywistej koleżanki, która przesłała mi link jak można to zrobić w sposób trwały. Dobrze jest mieć przyjaciół.
      Przez te czternaście miesięcy przybyło mi siwych włosów, a ubyło wrodzonego optymizmu. Chociaż nadal moja szklanka jest do połowy pełna. Nie zmieniła się chęć do czytania. Wprawdzie czytam już 5. książkę, ale 52. to chyba w ciągu roku, nie uda mi się przeczytać. A właśnie takie są propozycje miłośników czytania, na bieżący rok.
     Aktualnie jestem przy trzecim tomie, szwedzkiej trylogii "Oblicza Victorii Bergman" autorstwa Erika Axla Sund i muszę powiedzieć, że emocje mną targają. Dlatego mną targają, że pokrętny ludzki umysł fascynuje mnie najbardziej, a to mam zapewnione od pierwszego do trzeciego tomu. Czytam sobie ten...kryminał i kiedy skończę...wypożyczę następny.
       Pozdrawiam wszystkich "odzyskanych" znajomych i tych którzy odwiedzą mój skromny blog.

wtorek, 17 grudnia 2013

O, żeż....

        O, żeż...ale  się  wstrzeliłam.  Czy  kwartał  to dużo, czy  kwartał  to mało? Nie wiem.  Ja  udaję,  że  nie  wiem  gdy  tymczasem,  to już  kwartał  to  już  3  miesiące  to  nagle  i  znienacka  upłynęła  1/4  część  roku,  od  ostatniego  mojego  tutaj  pobytu. Ten  czas  był  dla  mnie  jak  mgnienie  oka.  Ale  czy  taki  jego  upływ,  mogę  nazwać  mgnieniem  oka?  Chyba  nie  mogę.  O, żeż.... jak  ten  czas  zasuwa.
        Cieszę  się  życiem,  moja  szczęśliwa  passa  trwa.  Czego  niestety  nie  mogę  powiedzieć  o  mojej  Kasi.

wtorek, 17 września 2013

Dlaczego?

      Dlaczego o poranku,  ludzie  pędzą  jak  szaleni?. Młodzi,  starzy,  średniacy  i  dzieci.  Pędzą  jakby  za  moment  Świat  miał  się  skończyć.  Mnie  się  wydaje,  że  ja  tak nie  pędziłam,  chociaż   może  tylko  tak  mi  się  wydaje.  Pracowałam  przecież  bardzo  dużo,  a  na  obecne  życie  patrzę  z  pewnym  dystansem. Na  szczęście  od  siedmiu  lat,  już  nigdzie  nie  pędzę  i  za  pędem  nie  tęsknię.  Jest  mi  z tym  dobrze,  cudownie,  bezpiecznie. 
      Jestem  szczęśliwa. Jedynym  moim  zmartwieniem,  dotykającym  mnie  bezpośrednio  jest  moja ... waga.  Tak  łatwo  i  prosto  ją  nabić,  mnie  przybywa  ( o  zgrozo )  nawet  podczas  snu,  żeby  zrzucić  trzeba  się  solidnie  nagimnastykować  ( w  przenośni,  oczywiście ),  a  żeby  utrzymać  ją  na  odpowiednim  poziomie,  to  jest  zupełnie  dla  mnie  nieosiągalne.  Przejadam  problemy  innych,  dotykają  mnie  one  pośrednio  a  ignorować  ich  nie  potrafię,  dzięki  temu  gromadzę  kolejne  kilogramy.  Żeby  się  odrobinę  pocieszyć,  przewrotnie  mogę  powiedzieć " kochanego  ciała  nigdy  za wiele ",  równie  przewrotnie  mogę  sobie  odpowiedzieć,  " ale  może  bez  przesady? ".
      Wakacje  minęły  zupełnie  nie  tak,  jak  były  planowane,  ale  minęły  i  czasu  już  się  nie  cofnie.
       Jestem  na  komputerowych  wagarach.  Nie  chce  mi  się  do  niego  siadać.

wtorek, 30 lipca 2013

Dałam....

            Dałam  ciała  czy  nie  dałam (?),  oto jest pytanie.  Na  pewno  trochę  się  zaniedbałam.  Życie  nawet  moje,  emerytki  na  pełnym  etacie  posiada  tyle  atrakcji  i  różnych  urozmaiceń,  a  ja  je  olewam.  Przesadzam,  nie  olewam  tylko tak  jakoś  wyszło,  że  nijak  nie  miałam  ochoty  siadać  przy  klawiaturze.  Atrakcje  i  urozmaicenia  to  jedno,  a  na  dodatek  mknie  do  przodu  jak  szalone,  to  drugie. Najzwyczajniej,  nie  wyrabiam. 
            Pobyt  Kaśki  i  Julki  już  poza  mną,  próbne  i  nie  tylko  próbne  jazdy  nowym  autkiem  też  już  poza  mną,   nawet  tropikalne  upały  też  poza  mną,  a  ja  nawet  tego  nie  odtrąbiłam !!!!! 
            Chyba  popełniłam  grzech  zaniechania (?)  i  nie  był  to  jedyny  grzech  jaki  popełniłam  w  tym  czasie.

czwartek, 4 lipca 2013

Mrówki, Avatar i Halka.

        Mrówki  tak  mnie  wkurzyły,  że  wypowiedziałam  im  wojnę.  Globalną  i  totalną.  To są owady  których  nie  znoszę,  nie  znoszę  tak  bardzo jak  tylko  to jest  możliwe.  Walczę  z  nimi  już  chyba  z  miesiąc. Dostały  takiego  czadu,  że  teraz  pojawiają  się  tylko  pojedyncze  egzemplarze,  ale  jeszcze  się  pojawiają. A  poza  tym  odkrywam ... nowe  gniazda.  Rodzajów  mrówek  jest  całe  mnóstwo.  Wczoraj  odkryłam  nowe  gniazdo  w  lawendzie.  Cudnej,  pachnącej  wdzięcznej  lawendzie.  No  i  tu  już  przegięły  pałę,  rozwaliłam  mrowisko,  posypałam  proszkiem  i  niech  paskudy  giną, a  jaja  niech  wysychają  na  słońcu.  Pisząc  o  nich  wszystko  mnie  swędzi.
        Coś  musiało  się  załamać  w  łańcuchu  pokarmowym,  bo  i  chrabąszczy jest  zatrzęsienie.  Po  miesiącu  pojawiły  się  znowu,  tym  razem  mniejsze  i  takie  satynowe.  Całe  mnóstwo  przylatuje  do  powojnika,  malwy  i  pozostałości  po  kwiatach  pnącej  róży.  Wczoraj  przeżyłam  zmasowany  atak  i  musiałam  się  ewakuować,  to  latające  towarzystwo  ubzdurało  sobie  chyba,  że  i  ja ... kwiatem  jestem.  Stanęłam  oko w  oko  z  chrabąszczami,  ja  stałam  a  one  latały  na  wysokości  oczu.  Jakaś  iluzja  to  była  i  pomyślałam  sobie,  Avatar  przeżywam  na  jawie,  czy  co  do  piernika  jasnego.
       A  ogródek  jest  śliczny,  kolorowy  i  zaczyna  w  końcu  mieć  właściwy  charakter,  tzn. teraz  tak  uważam,  ale  co  będzie  jesienią  lub  wiosną?  Nie  wiem,  może  "najdzie  na  mnie"  kolejna  koncepcja.
       Piszę  o  ogródku,  cieszę  się  tym  skrawkiem  ziemi  pod  oknami i  przypomniało  mi  się,  że  moja  wirtualna  koleżanka  Halka,  po  kolejnej  mojej  opowiastce  o  kwiatkach,  ptaszkach  i  owadach  przysłała  mi  taki  jak  sama  nazwała  "wierszyk,  nie wierszyk":

      "Ile trzeba poranków i wieczorów w ogrodzie,
       żebyś w końcu wiedziała jaka jesteś na co dzień ,
       jesteś dobra i cicha, taka swojska -do licha !!!!!"
     
      Ładne i dla mnie, tylko chyba nie o mnie.

środa, 3 lipca 2013

Wybrakowany towar.

          Wakacje  sobie  trwają,  miałam  być  już  z  dziewczynkami,  miałam  ale  nie  jestem.   Właściwie  nic  wielkiego się  nie  stało (!?)  po  prostu   Kaśka  poszła  pod  nóż ... chirurgiczny,  a precyzyjniej  ortopedyczny.  Już  trzeci  raz,  w  swojej  przeszło dziesięcioletniej  karierze  nauczycielki,  ma  takie  urozmaicenie  wypoczynku  wakacyjnego.  A  tym  samym  i  mnie  zrobiła  w  bambuko  i  popsuła  mi  wakacje ( sprzedałam  jej  taki  tekst ),  chociaż  wiadomo,  że  nie  od  niej  to  zależało.  Wybrakowany  jakiś  towar  mi  się  trafił  i  nawet  nie  mam  do  kogo  złożyć  reklamacji.
           Jestem  osobą  zorganizowaną,  ale  moja  organizacja  wzięła  w  łeb.  Nie  wiadomo  co  się  uda  zrealizować,  a  miały  być  podróże  i  małe  i  duże.  Niestety  dzisiaj  jeszcze   nie  wiem  kiedy  do  mnie  przyjedzie,  naturalnie  nerw  mnie  szarpie  i  gul  mi  skacze.  Przez  dziesięć  dni  po  zabiegu  bierze  zastrzyki,  zdjęcie  szwów  15.07.  i  czy  potem  już  nastanie  mój  czas?  Nie  wiem,  ona  pewnie  też  nie  wie.  Tymczasem  trochę  leży,  trochę  próbuję  chodzić  ale  przede  wszystkim  walczy  z  bólem.
         A  w  moim  ogródku  jest  tak  ślicznie  i  nawet  mam  Prowansję "+",  kwitnie  niebieska  i  biała  lawenda.  Prowansalskie  lawendowe  pola  znamy  tylko  w  lawendowym  kolorze,  a ja  mam  również  białą.  Nie  chwaląc  się,  miałam  jeszcze  lawendę  w  granatowo-fioletowym  kolorze,  ale  niestety  nie  przetrzymała  zimy.  Pewnie  uzupełnię  ten  kolor,  ale  już  nie  w  tym  roku.

czwartek, 27 czerwca 2013

Słońce z zimą w tle.

             Ale  miałam  czuja  z  tą  wczorajszą  nadzieją.  Jakoś  tym  razem  ziściła  się,  co  szczególnie  mnie,  niezbyt  często  się  zdarza.  Nastrój,  natychmiast  jak  z  automatu  podniósł   się  o  oktawę,  za  sprawą  słońca  naturalnie.  Cudownie  świeci  od   świtu  na  błękitnym  niebie  i  pewnie  dziwi  się  spustoszeniu  jakie  spowodowały  ostatnie  deszcze.  Jaśmin,  róże,  clematis  otrzaskane  z  kwiatów,  chociaż  jeszcze  długo  mogły  cieszyć  oko  i  nos  swoim  pięknem.  Delikatne  dzwonki  i  ostróżki  niebezpiecznie  pochylone,  ale  już  swoje  ukwiecone  łebki  unoszą  znad  gleby.  Dzielne  kwiatki,  może  dadzą  sobie  radę.  Aż  żal  patrzeć  jak  te  deszcze  je  zniszczyły,   przecież  żeby  zakwitły  ponownie   trzeba  będzie  czekać  aż  cały  rok.  O,  Boże  aż  cały  rok!  Dwanaście  długich  miesięcy!
              Ta  pieprzona  zima  coraz  bliżej,  a  trwała  tak  nieznośnie  długo  i  zaburzyła  mi  zupełnie  orientację  w  czasie.  Połowa  roku  przecież  za  nami  a  ja,  wydaje  mi  się,  że  dopiero  niedawno  schowałam  zimowe  buty.  Na  samą  myśl  o  tej  cholerze  spadła  mi,   podniesiona  przez  słońce,   oktawa  dobrego  nastroju.  Szlag  by  to  trafił.
              Mogłabym   poprawić  nastrój   pracą  w  ogródku,  tylko  niestety  jest  zbyt  mokro,  boli  mnie  krzyż  a  poza  tym  mam  inne  plany.  Wypindrzyłam  się  i  wychodzę  " na  miasto".