środa, 15 maja 2013

Dmuchawce ...

         Dmuchawce,  latawce,  wiatr ...  Dmuchawców  było  jak  manny  z  nieba,  było,  bo  działo  się  to  w  niedzielę.  Znowu  muszę  napisać,  że  takiego  obrazka  to  ja  chyba  jak  żyję,  nie  widziałam.  Łąka  nie  skoszona  jest  jeszcze  do  dzisiaj,  ale  jest  spokój,  już  nic  się  nad  nią  nie  dzieje.  W  niedzielę  dmuchawce   były  olbrzymie,  dojrzałe  a  nawet  przejrzałe  i  wiatr  przenosił  ich  nasiona  na  różnych  wysokościach  i  w  różne  strony.  To  była  kulminacja  tego,  dla  mnie  niesamowitego  zjawiska,  może  się  egzaltuję  ale  to  był  naprawdę  niecodzienny  widok.  Szczerze  współczułam  alergikom.  Były  więc  dmuchawce  w  ilościach  niewyobrażalnych,  był  wiatr  ale  nie  było  latawców.  W  ich  miejsce  pojawiły  się  paralotnie,  takie  latawce  dla  tatusiów.  W  niedzielę  też  latały,  a  ja  przeżyłam  chwilę  grozy  bo  wydawało  mi  się,  że  w  jednej  z  nich  na  moment  zamilkł  silnik.
         Były  też  przez  weekend,  moje  dziewczyny.  Były  francuskie  suvieniry  i  jak  zwykle  było  fajnie.  Tylko,  że  po  ich  wyjeździe   w  niedzielny  wieczór,  dopadła  mnie  migrena  i  trzyma  ( ta  cholera )  do  dzisiaj.  Oj,  coraz  ciężej  mi  jest  z  tą  szlachecką  chorobą.  A  miało  być  na ... starość ... znośniej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz