czwartek, 27 czerwca 2013

Słońce z zimą w tle.

             Ale  miałam  czuja  z  tą  wczorajszą  nadzieją.  Jakoś  tym  razem  ziściła  się,  co  szczególnie  mnie,  niezbyt  często  się  zdarza.  Nastrój,  natychmiast  jak  z  automatu  podniósł   się  o  oktawę,  za  sprawą  słońca  naturalnie.  Cudownie  świeci  od   świtu  na  błękitnym  niebie  i  pewnie  dziwi  się  spustoszeniu  jakie  spowodowały  ostatnie  deszcze.  Jaśmin,  róże,  clematis  otrzaskane  z  kwiatów,  chociaż  jeszcze  długo  mogły  cieszyć  oko  i  nos  swoim  pięknem.  Delikatne  dzwonki  i  ostróżki  niebezpiecznie  pochylone,  ale  już  swoje  ukwiecone  łebki  unoszą  znad  gleby.  Dzielne  kwiatki,  może  dadzą  sobie  radę.  Aż  żal  patrzeć  jak  te  deszcze  je  zniszczyły,   przecież  żeby  zakwitły  ponownie   trzeba  będzie  czekać  aż  cały  rok.  O,  Boże  aż  cały  rok!  Dwanaście  długich  miesięcy!
              Ta  pieprzona  zima  coraz  bliżej,  a  trwała  tak  nieznośnie  długo  i  zaburzyła  mi  zupełnie  orientację  w  czasie.  Połowa  roku  przecież  za  nami  a  ja,  wydaje  mi  się,  że  dopiero  niedawno  schowałam  zimowe  buty.  Na  samą  myśl  o  tej  cholerze  spadła  mi,   podniesiona  przez  słońce,   oktawa  dobrego  nastroju.  Szlag  by  to  trafił.
              Mogłabym   poprawić  nastrój   pracą  w  ogródku,  tylko  niestety  jest  zbyt  mokro,  boli  mnie  krzyż  a  poza  tym  mam  inne  plany.  Wypindrzyłam  się  i  wychodzę  " na  miasto". 
             


środa, 26 czerwca 2013

Dobra pani.

           Już  trzeci  dzień  za  oknem  szaruga.  Czuję  się  osaczona  jak  lwica  w  klatce.  Jestem  domatorką,  lubię  swoje  mieszkanie   ale  to   co  się  teraz  dzieje  to  już  jest  przeginanie  pały!  Nawet  pies  w  taką  pogodę,  nie  chce  chodzić  na  spacer  i  swoje  potrzeby  fizjologiczne  załatwia  pod  najbliższym  krzaczkiem  i  drzewem.  A  spacery  z  nim,  to  wielka  moja  przyjemność.  Na  dodatek  jego  obecność  w  moim  życiu  ogranicza  się  teraz  do  koszyka,  bardzo  dużo  śpi.  Doskonały  z  niego  barometr.  Jak  ma  ochotę  z  niego  wyjść,  a  ja  nie  mam  na  "niego  ochoty"   to  każę  mu  wracać  do  kosza.  Jest   bardzo  karny  i  wraca.  Nie  zawsze  mam  ochotę  na  dogoterapię.  Tylko  czy  tak  się  zachowuje  dobra  pani?
           Ze  smutkiem  patrzę  na  ogródek,  kałuże  wody  i  kwiaty  chylące  się  do  ziemi  pod  ciężarem  deszczu.  Nie  wszystkie  udało  mi  się  wcześniej  podwiązać. Od  jutra  ma  być  lepiej,  zobaczymy.
            Musi  się  pogada  zmienić,  musi.  Inaczej  wskaźnik  na  wadze  przekroczy  liczbę  której  nie  chciałabym  żeby  przekraczał.  Kurcze,  mam  niewyobrażalny  apetyt  szczególnie  na  węglowodany,  a  hamulców  naturalnie  żadnych!!!  To  jest  straszne,  deszcz  pada,  pies  śpi,  a  ja  jem.  Ile  razy  można  myć  podłogę,  przekładać  ciuchy,  jak  długo  można  oglądać  telewizję  w  której  zresztą  nie  ma  czego  oglądać.  Czytanie  jakoś  mi  teraz  nie ... idzie.  Może  jutro  będzie  lepiej?!  Mam  taką  nadzieję,  a  nadzieja  umiera  ostatnia.

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Sprawa się rypła.

          Nie,  nie  będę  już  niczego  planowała.  Jestem  wkur....a  jak  Chopin,  szlag  mnie  trafia,  krew  mnie  zalewa  i  gul  mi  lata.  Czy  znam  jeszcze  jakieś  podobne  przekleństwo?  Pewnie  znam,  ale  zalewająca  mnie  krew  odbiera  mi  rozum.  A  dlaczego  Chopin  był  wkur....y?  Zresztą  mniejsza  o  większość.  Dzisiaj  to ja  jestem  wkurzona  na  maxa.
           Czekam  sobie  czekam,  jak  na  rozżarzonych  węglach  tzn. niezwykle  cierpliwie  na  koniec  roku  szkolnego,  bo  mają  przyjechać  moje  dziewczynki. Cierpliwość,  co  wszystkim  jest  wiadome  jest  przecież  cechą   moją  największą,  a  tu ... sprawa  się  rypła.  Kaśka  skręciła  kopyto,  giczałę  a  właściwie  to  kolano  i  trzasnęła  jej  łąkotka.  Można  zwariować  z  tą  kobietą.  Zabieg  w  poniedziałek,  prywatnie  za  horrendalną  sumę.  Kasia  stwierdziła  tylko:  jak  to  dobrze,  że  nie  w  czasie  roku  szkolnego!  A niech  to  chudy  Mojżesz,  żeby  praca  była  najważniejsza?  Dziewczyny  naturalnie  przyjadą,  tylko  z  poślizgiem.  A  ja  sobie  poczekam,  cierpliwie  oczywiście,  bo  cierpliwość  to  moja  druga  natura.
          Na  koniec  tylko  dodam,  że  nie  jeden  gul  ale  cały  tabun  guli  mi  lata. 

niedziela, 23 czerwca 2013

Ale.....

       Ale  dopadła  mnie  niechęć  do  pisanego  i  drukowanego,  a  i  " niemoc  twórcza "  też  mnie  pewnie  dopadła.
       Nie  chce  mi  się  pisać,  więc  nie  piszę.  Nie  piszę,  bo  mi  się  nie  chce.  Jakby  tego  faktu  nie  ujmować  to  i  tak   " d..a  z  tyłu ".  A  czas  jest  taki  piękny   i  " dziań "  jest  różnych,  różnistych  w  moim  życiu  tak  wiele,  że  "głowa  mała"  ale  niestety  to  " dzianie  się "  też   mnie  w  jakimś  stopniu  ogranicza.  Na  dzień  dzisiejszy  jest  świetnie,  bo  rajcuje  mnie  mój  marazm.
      Trzecie  dopadnięcie  jest  takie,  mianowicie  dopadła  mnie  myśl,  gdzie  się  podział  czas  i  dlaczego  tak  szybko  przecieka  mi  przez  palce?  Mija  już  pół  roku  Nowego  Roku  ( brzmi  jak  kpina ),  a  ja   nie  wiem   kiedy  to  się  stało,  za   moimi  plecami   to  się  stało  czy  co,  do  piernika  jasnego?   Jest  to  na  dzień  dzisiejszy,   problem  mój  największy.   Kurza  niewinność,  coraz  starsza  żeby  nie  powiedzieć  brzydko ... pańcia  się  ze  mnie  robi.  Czasie,  nie  chcę  żebyś  się  cofał  tylko  zwolnij,  bardzo  proszę.

niedziela, 9 czerwca 2013

Kos i Wenus.

           Mam  nowe  uzależnienie.  To  już  trzecie  w  moim  życiu.  Byłam  uzależniona  od  jabłek,   jogurtów,  a  teraz  uzależniłam  się  od  śpiewu  kosa.  Tak  pięknie  koncertuje  w  tym  roku,  że  kiedy  w  nocy   zaczyna  swoją  uwerturę,  budzę  się.   Urzeka  mnie  swoim  śpiewem.  Skubaniec  kończy  po  godzinie  23 ,  a  zaczyna  o  2:40  przed  świtem.  Śpiewają  na  zmianę  ze  szpakiem,  tylko  szpak  jest  bardziej  leniwy  i  tak  wcześnie  nie  śpiewa.  Poza  tym  ze  szpaka  to  "oszust",  bo  tyle  różnych  dźwięków  i  ptasich  śpiewów  naśladuję,  że  w  końcu  nie  wiem  czy  to  szpak  śpiewa  czy  np. sikorka.  Wyjątkowy  jest  to  rok  dla  tych  dwóch  śpiewaków.  Dla  mnie  też  jest  wyjątkowy,  bo  mogę  ich  słuchać.  Siedzę  więc  na  powietrzu  i  słucham,  słucham  tego  śpiewu,  jak  zaczarowana.  Próbowałam  ustalić  godziny  jego  koncertów,  a  gdzie  tam  nie  da  się.   Śpiewa  widocznie  wtedy  kiedy  chce  i  ptasi  zegar  nie  jest  mu  potrzebny.

     http://www.youtube.com/watch?v=Cf8PqjBp13c

          Tak  sobie  siedzę  i  tak  sobie  słucham,  ale  oprócz  tego  spoglądam  w  niebo,  jak  to  zwykli  czynić  romantycy.  A  ja  niepoprawną  romantyczką  jestem,  całe  życie,  psia  krew.  Do  22:40  trzeba  czekać  aż  się  pojawi  Wenus  na  niebie  i  bardzo  długo  jest  osamotniona.  Przynajmniej  wczoraj  tak  było,  Jowisza  już  się  nie  doczekałam.  Pojawił  się  natomiast  sputnik,  którego  przez  ostatnie  dni  nie  widywałam.  Może  był  zbyt  oddalony  od  Ziemi,  albo  nie  dostrzegłam  przesuwającego  się  po  niebie  światełka.  Co  innego  samoloty,  one  lecąc  mrugają  światłami. W  końcu  jesteśmy  w  okresie  najdłuższych  dni  w  roku,  jak  ja  lubię  ten  czas.  Nie  muszę  się  kłaść  się  do  łóżka,  o  tej  powszechnej  uznawaną  za  właściwą  porę   udawania  się  na  spoczynek,  czyli  22 godzinie.  Nie  znoszę  leżeć  w  łóżku!

środa, 5 czerwca 2013

Związki.

          Czy  jest  związek  pomiędzy  Dniem  Dziecka,  a  tuszą?  Naturalnie,  że  jest.  Szczególnie  jeżeli  cały  boży  dzień  świętowało  się  Dzień  Dziecka.  Takie  świętowanie  to  nieostrożność,  rozpusta  i  zwyczajne  obżarstwo.  Dlaczego  katowałam  się  odchudzaniem  przez  tyle  czasu,  żeby  potem  zaprzepaścić  to  bez  skrupułów?!  Właściwie  nie  mam  co  udawać,  że  to  tylko  Dzień  Dziecka,  świętowanie  trwało  cztery  dni   bo  przecież  weekend  znowu  był  długi!  Największą  dyscypliną  wykazywała  się  Julka,  jeżeli  miała  dość  jedzenia  to  miała  dość  i  już.  Nie  to  co  dorośli ... do  oporu.  Ma  jednak  Julka  i  swoją  słabość,  ta  słabość  to  lody.  Na  szczęście  "szafarzem"  ich  nie  była  i  niestety  poddawała  się  decyzjom  dorosłych.
            Musiałam  się  cofnąć  do  tego  dnia,  bo  po  uporządkowaniu  żarełka  po  wyjeździe  gości,  znowu  ugotowałam  kapuśniak  i  znowu  się  odchudzam.  Co  ja  gadam,  będę  się  odchudzać,  bo  jeszcze  w  lodówce  są  resztki  od  resztek.  A  ma  być  tylko  światło  i  ...  kapuśniaczek.  Oj,  ciężka  jest  dola  grubasów,  chcących  zachować  pozory  estetycznego  wyglądu.
           Jaki  związek  mają  skarpetki  na  nogach,  z  nocnym  snem?.  W  moim  przypadku  mają  ogromny.  Odkąd  pogoda  nas  nie  rozpieszcza,  jest  deszczowo  i  zimno,  moje  stopy  też  są  zimne  więc  śpię  w  skarpetkach.  Jak  śpię  w  skarpetkach,  usypiam  szybko  i   tabletki  nasenne  nie  są  mi  potrzebne.  Sen  trwa  3- 4  godziny,  jeżeli  chodzi  o  mnie  to  bardzo  długo,  a  jeżeli   jeszcze  trwa  bez  przerwy,  to  cały  dzień  czuję  się  doskonale.  No  i  czy  skarpetki  nie  mają  związku  ze  snem?  Mają,  ja  tego  doświadczam  i  jestem  tego  niezaprzeczalnym  dowodem.

wtorek, 4 czerwca 2013

Czytając noblistę.

           Zięć człowiek  już  w  średnim  wieku,  niewątpliwie  inteligentny  i  oczytany,  zafundował  mi  dylemat.  Dylemat  związany  z  noblistą.  Mario Vargas  Llosa  w  2010  roku  otrzymał  literacką  nagrodę  Nobla.  Za  sprawą  zięcia  trafiła  mi  do  rąk  książka  pt. "Zeszyty  don  Rigoberta".  Zięciulek,  jak  to  określił  "nie  mogąc  na  razie  przez  nią  przebrnąć",  pożyczył  ją  mnie.   Po  przeczytaniu  kilkudziesięciu  stron  tak  sobie  myślę:  czy  ta  książka  to  nie  jest  przypadkiem  kukułcze  jajo  podrzucone  mi  przez  niego,  albo  może  gdzieś  jeszcze  ukryte  jest  drugie  dno?
           Być  może  zięć  teraz  sobie  myśli:  czy  teściowa odrzuci  tę  książkę,  czy  może  dostanę  za  nią  opieprz.  Tymczasem  teściowa  ani  jej  nie  odrzuci,  ani  za  nią  nie  opieprzy,  po  prostu  przeczyta.   A  może   uważa  mnie  za  partnerkę  w  kwestii  literatury,  albo  zwyczajnie  oczekuje  opinii?.  Skłaniam  się  ku  temu  ostatniemu  i  przedostatniemu  przypuszczeniu.
          Dlaczego  zaczęłam  się  zastanawiać?  Dlatego,  że  książka  ocieka  wprost  erotyzmem,  powiedziałabym,  że  nawet  masochizmem  i  komiczną  perwersją.  Czyta  się  szybko,  czyta  się  nieźle  chociaż  mnie  zadziwia  i  zaskakuje  prostota  języka.
           Skoro  zięć  podsuwa  teściowej  taką  książkę,  to  wypada  się  zastanowić  jakie  pobudki  nim  kierowały.  Ale  co  tam,  jakie  kierowały  takie  kierowały,  ja  w  każdym  razie  czuję  się  bogatsza  o kolejne  doświadczenie  estetyczno - erotyczne.  Zachwycona  taką  literaturą  nie  jestem,  ale  to  także  literatura  piękna.  Skoro  dane  jest  mi  żyć  w  XXI  wieku,  wieku  wielu  swobód  i  skoro  jest  to  laureat  nagrody  Nobla,  to  powinnam  być  wdzięczna  zięciowi,  że  dzięki  niemu  mam  kontakt  z  "najwyższą  półką" ,  że  akceptując  taką  literaturę  nie  okazuję  się  być  zaściankowa  a  przede  wszystkim  za  to,  że  za  zaściankową  mnie  zięć  nie  uważa.