czwartek, 11 kwietnia 2013

Doczekałam się.

          Nareszcie  pierwsze  dwie  godziny  obcowania  z  naturą,  mam  poza  sobą.  Co  to  za  przyjemność  po  tylu  miesiącach  bezczynności.  Nie  do  zniesienia  była  już  sytuacja,  kiedy  patrzyłam  w  kalendarz ,  na  upływające  dni  i  leżący  odłogiem  ogródek. Trochę  przeszkadzał  mi  dzisiaj  wiatr  i  musiałam  skończyć  wcześniej  niż  planowałam,  ale  jeszcze  niezbyt  wiele  prac,  oprócz  tych  porządkowych  można  wykonać.  Za  to  przez  całe  popołudnie  i  wieczór  palą  mnie  policzki  i  są  czerwone,  czego  pieruńsko  nie  znoszę,  a  po  plecach  lata  dreszcz.  Jutro  dalszy  ciąg  dostarczania  sobie  endorfin.
          W  ubiegłym  roku  o  tej  porze  ogródek  wyglądał  zupełnie  inaczej.   Dzisiaj  cieszyłam  się,  że  wyglądają  już  szafirki,  hiacynty   i  młode  pędy  ma  sasanka.  Oj,  czekanie  jest  okropne,  nawet  czekanie  na  wiosnę.  Kajtek  w  końcu  miał  też  przyjemność  wylegiwania  się  na  słońcu  i  obszczekiwania  wróbli.  Bo  te  oczywiście  uskuteczniają   wodne  kąpiele  i  stroszą  piórka,  hałasując  przy  tym  okropnie.  W  końcu  słyszane  jest  to  radosne  ptasie  hałasowanie.  Doczekałam  się. Kajtka  mają  za  nic,  a  to  przecież ... groźny  pies  myśliwski.

2 komentarze:

  1. Też byłam dzisiaj w ogródku z moim pieskiem on szczęśliwy i ja. Ja na razie mam tylko krokusy, przebiśniegi i jedne kwiatek ciemniernika. Przylaszczek i krokusów jeszcze nie widać, ale cebulice tak. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. No to u mnie trochę więcej wiosny w ogródku, ale i tak to przeokropna nędza na 12 dzień kwietnia.Potem jak będzie "galop temperatury" nie zdążymy nacieszyć się wiosną, bo już będzie lato.
    Pozdrawiam Ciebie i przesyłam uścisk łapy Tufiemu.:)

    OdpowiedzUsuń