piątek, 12 kwietnia 2013

Na panewce.

                   Dzisiejszy  harmonogram  moich  zajęć  spalił  na  panewce.  Niestety.  Miałam  zamiar  na  ciąg  dalszy  bezpośredniego  kontaktu  z  naturą,  ale  deszcz  mi  to  uniemożliwia.  Cieszę  się  chociaż  z  tego,  że  wczoraj  usunęłam  uschnięte  "badziewia"  z  roślin  i  poodsłaniałam  róże  i  hortensję.  Na  pierwszy  rzut  oka,  przezimowały  chociaż  ubytki  na  krzakach  są  widoczne.  Prawdziwy  obraz  strat  ukaże  się  później,  jak  wypuszczą  liście  i  zakwitną  kwiaty.  Dzisiaj  roślinki  opłucze  pierwszy,  ciepły  wiosenny  deszcz.  O  tym,  że  jest  ciepły  osobiście  się  przekonałam  na  porannym  spacerze  z  Kajtkiem.  Jak  dobrze,  że  mam  psa.
                  A  dzisiaj?  No  cóż  będę  robić  to  czego  nie  lubię,  przeglądać  odzież.  Spełnię  chociaż  dobry  uczynek  i  oddam  coś  ze  swoich  zasobów  dla  schroniska   św.  Brata  Alberta,  właśnie  przeprowadzają  zbiórkę.  Tym  bardziej,  że  św.  Brat  Albert Chmielowski   zresztą  franciszkanin,  zresztą  Polak  to  człowiek  który  grał  na  bardzo  bliską  mojej  naturze,  nutę.  Mam  nadzieję,  że  osoby  prowadzące  to  schronisko  mają  podobną  wrażliwość.

2 komentarze:

  1. U mnie rano padało, ale teraz już nie i idę do ogródka :). Łapkę Tufika uścisnęłam w Twoim imieniu. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaczyna się przejaśniać, ale jak mawiał p. Zaleski ... pogoda jest przekropna.:)

    OdpowiedzUsuń