niedziela, 4 marca 2012

Różne barwy szczęścia.

            Wczoraj  dotknęło  mnie  a  może  to  ja,  otarłam  się  o szczęście.  Po  porannym  spacerze  z  Kajtkiem,  po  odbyciu  dwóch  rozmów  telefonicznych,  podczas  sprawdzania  tego co wydarzyło  się  społecznie  i  politycznie  kiedy  traciłam  czas  na  sen,  ale  jeszcze  przed  śniadaniem - słyszę energiczny  dzwonek  do  drzwi,  wstaję  i  idę  otworzyć.  Kajtek  szaleje,  nie  potrafię  go  okiełznać. Wybiega  za  mną, otwieram  drzwi  i ... szczęka  mi  opadła.  Prawda  to,  czy  fałsz? - myślę  sobie.  Za  drzwiami  najstarsza  i  najmłodsza,  prywatna  i  osobista,  jedyna  jedynaczka - moja  Córka.  Mami,  czy  dostanę  śniadanie ? - ona  się  mnie  pyta.  Rozglądam  się  dokładniej - jestem  sama,  mówi  Kasia.
             Kajtek  prędzej  doszedł  do  siebie  i  odtańczył  "taniec  ogona" , u  mnie  to trwało  dłużej,  bo  zaskoczona  i  zdziwiona  byłam  bardzo.  Kasia  zadała  mi  przy  śniadaniu  drugie  pytanie - może  załapię  się  na  obiad? No  i  się  załapała,  załapała  się  też  na  pączka  do  kawy, chociaż o  tym  nie  wspominała.  A  co  tam, niech  ma  full  wypas.
              Byłam  przeszczęśliwa, spędziłyśmy  ze  sobą  i  tylko  dla  siebie, parę  godzin. No i  Kajtek  też  szczęśliwy,  pewnie  dobrze  pamięta   kto  go  wyprowadził   za  bramę  sierocińca.  Szczęście  ma  różne  barwy,  naprawdę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz