sobota, 31 marca 2012

Falstart.

                Odhaczyliśmy  rozpoczęcie  wiosny  meteorologicznej,  astronomicznej  i  kalendarzowej.  Tylko  to  chyba  jakiś  kosmiczny  falstart  był.  W  przyrodzie  marazm,  straszny,  przygnębiający  marazm.  Czyżby  zbyt  łaskawa  zima,  osłabiła  żywotność  roślin?
                 Rok  temu   mój  ogródek,  po  długiej  i  ciężkiej  zimie,  tętnił  życiem  i  cieszył  wielością  barw.  Dzisiaj  żenada,  jeżeli   kwitnie   1/10   z   tego  co  w   ubiegłym  roku,  to  i   tak   nie  mam   pewności  czy  nie  wyolbrzymiłam.  Rok  temu  przedszkolaki  (a  może  pierwszaki )  szukały  wiosny  w  moim  ogródku,  w  tym  roku   nie  znalazłyby  jej.  Szkoda,  przecież  to  taka  piękna  pora  roku  jest.  Przed  nami  kwiecień,  który  mam  nadzieję  złagodzi   przykre  wrażenie  marca,  bo  wiosna  przecież  dopiero  się  rozkręca.
                 Zastanawiam  się,  czy  "pędzenie"  przeze  mnie  dalii,  kany,  a  nawet  mieczyków   urozmaici  koloryt  letniego  ogródka.  Czy  moje  starania   będzie   można  o  "kant   du..  rozbić",  skoro  wiosenny  start  jest  taki  kiepawy?   Zobaczymy,  to  jeszcze  przed  nami.   Póki  co,  za  oknem  pada  deszcz  i  koszmarnie  wieje.  Może  po  przejściu   frontu  atmosferycznego,  będę   miała  spokój  z  bólem  głowy?   Oby,  Święta  za  tydzień,  a  ja  musiałam  wrzucić  na  luz.

sobota, 24 marca 2012

Poranek.

             Wczorajszy  i  dzisiejszy  poranek  były  przecudnej  urody.  Powietrze  rześkie,  chłodne,  podczas  oddechu  docierające  do  najodleglejszych  pęcherzyków  płucnych,  pod  nogami  rosa,  a  nad  głową  rozmazane  promienie  słońca  usiłujące  dotrzeć  do  ziemi.  Po  takim  poranku  widać,  że  czeka  nas  piękny  dzień.
            Cóż  z  tego,  jestem  wyłączona,  drugą  dobę  boli  mnie  głowa,  paskudnie -  kolana  miękkie,  nudności  i  ciasnota  w  puszce  kostnej.  Dobrze,  że  jest  Kajtek,  przynajmniej  wyprowadza  mnie  na  spacer.  Dlatego  widzę  i  słyszę,  a  ucho  mam  chyba  wrażliwsze  na  odgłosy  przyrody,  niż  muzykę  pop.  Nie  chyba,  ale  na  pewno  wrażliwsze.
         To co teraz  słyszę,  to  prawdziwe "Ptasie  radio" z  wiersza  Juliana  Tuwima:
         
 Halo, halo! Tutaj ptasie radio w brzozowym gaju,
Nadajemy audycję z ptasiego kraju.
Proszę, niech każdy nastawi aparat,
Bo sfrunęły się ptaszki dla odbycia narad:
Po pierwsze - w sprawie,
Co świtem piszczy w trawie?
Po drugie - gdzie się
Ukrywa echo w lesie?
Po trzecie - kto się
Ma pierwszy kąpać w rosie?
Po czwarte - jak
Poznać, kto ptak,
A kto nie ptak?
A po piąte przez dziesiąte
Będą ćwierkać, świstać, kwilić,
Pitpilitać i pimpilić
Ptaszki następujące:

Słowik, wróbel, kos, jaskółka,
Kogut, dzięcioł, gil, kukułka,
Szczygieł, sowa, kruk, czubatka,
Drozd, sikora i dzierlatka,
Kaczka, gąska, jemiołuszka,
Dudek, trznadel, pośmieciuszka,
Wilga, zięba, bocian, szpak
Oraz każdy inny ptak.

Pierwszy - słowik
Zaczął tak:
"Halo! O, halo lo lo lo lo!
Tu tu tu tu tu tu tu
Radio, radijo, dijo, ijo, ijo,
Tijo, trijo, tru lu lu lu lu
Pio pio pijo lo lo lo lo lo
Plo plo plo plo plo halo!"

Na to wróbel zaterlikał:
"Cóż to znowu za muzyka?
Muszę zajrzeć do słownika,
By zrozumieć śpiew słowika.
Ćwir ćwir świrk!
Świr świr ćwirk!
Tu nie teatr
Ani cyrk!

Patrzcie go! Nastroszył piórka!
I wydziera się jak kurka!
Dość tych arii, dość tych liryk!
Ćwir ćwir czyrik,
Czyr czyr ćwirik!"

I tak zaczął ćwirzyć, ćwikać,
Ćwierkać, czyrkać, czykczyrikać,
Że aż kogut na patyku
Zapiał gniewnie: "Kukuryku!"

Jak usłyszy to kukułka,
Wrzaśnie: "A to co za spółka?
Kuku-ryku? Kuku-ryku?
Nie pozwalam, rozbójniku!
Bierz, co chcesz, bo ja nie skąpię,

Ale kuku nie ustąpię.
Ryku - choć do jutra skrzecz!
Ale kuku - moja rzecz!"
Zakukała: kuku! kuku!
Na to dzięcioł: stuku! puku!
Czajka woła: czyjaś ty, czyjaś?
Byłaś gdzie? Piłaś co? Piłaś, to wyłaź!
Przepióreczka: chodź tu! Pójdź tu!
Masz co? daj mi! rzuć tu! rzuć tu!

I od razu wszystkie ptaki
W szczebiot, w świegot, w zgiełk - o taki:
"Daj tu! Rzuć tu! Co masz? Wiórek?
Piórko? Ziarnko? Korek? Sznurek?
Pójdź tu, rzuć tu! Ja ćwierć i ty ćwierć!
Lepię gniazdko, przylep to, przytwierdź!
Widzisz go! Nie dam ci! Moje! Czyje?
Gniazdko ci wiję, wiję, wiję!
Nie dasz mi? Takiś ty? Wstydź się, wstydź się!"
I wszystkie ptaki zaczęły bić się.
Przyfrunęła ptasia milicja
I tak się skończyła ta leśna audycja.

Tekst © Copyright by Fundacja im. Juliana Tuwima i Ireny Tuwim, Warszawa 2006

         "Troszku"  przydługi  ten  wierszyk,  ale  co tam  i  tak  w  cyberprzestrzeni.  Chyba to  jednak  prawda,  że  na  starość  się  najpierw  "troszku",  potem  bardziej  niż  "troszku" dziecinnieje. Tylko  do  jasnego  piernika,  czy  dla  dorosłych  jest  równie  wyrazisty  i   malowniczy,  wiersz ?!  Nie  ma,  a  czy  dorośli  tego  ptasiego  piękna  nie  dostrzegają?  Dostrzegają!  No  więc,  o  co  chodzi?  Wszystko  ok.  Infantylna  nie  jestem.
           Wczoraj  wnuczka  orzekła,  że  jestem  super  babcia  i  tego  będę  się  trzymała.  Dlatego  przy  różnych  okazjach  "odkurzę"  wiersze  z  dzieciństwa,  bez  jakichkolwiek  kompleksów.  Są  przecież  takie  piękne.












czwartek, 22 marca 2012

Żurawie.

            Dzisiaj   przed  południem,  robię  sobie  za  fizyczną  w  podokiennym  ogródku.  Pracuję,  wcale  nie  w  pocie  czoła,  Kajtek  mi  asystuje,  czuję  krążącą  endorfinę  i  ciepłe  promienie.  Kurcze,  jak  cudownie -   myślę  sobie.  Nagle  słyszę   głośny  furkot  skrzydeł  i ... skrzek.  Żurawie,  przemknęło  mi  przez  myśl.  Podnoszę  głowę,  naturalnie  żurawie,  naturalnie  w  parze.
             Teraz  już  wiem  na  pewno,  mamy  wiosnę!!!  To  nie  niebo,  to  nie  kalendarz,  to  nawet  nie  bociany  wyznaczają  nadejście  wiosny.  To  przylot  żurawi  mówi  o  tym,  że  wiosna - ukochana  przeze  mnie  pora  roku - rozgościła  się  na  dobre.  Szkoda  tylko,  że  na  tak  krótko. Według  meteorologów  wiosna  i  jesień  to  pory  roku,  które  znacznie  się  "skróciły",  a  wszystkiemu  winna  stopniowa  zmiana  klimatu.
              W  ogródku  pracy  jeszcze  sporo,  bo  i  ja  zbytnio  z  tą  pracą  się  nie  śpieszę.  Trochę  delektuję  się  obcowaniem  z  przyrodą,  a  trochę  oszczędzam  kręgosłup,  bo  mnie  paskud  cholernie  boli.
            

wtorek, 20 marca 2012

Prawdziw(n)a wiosna.

            O  godzinie  6 :14 , dzisiaj,  nadeszła,  oczekiwana - 

             Wiosna,
             Kiedy  jej  dotykam,
             Jest  wilgotna
             I  ciepła
             I  drżąca,
             Jak  pisklę.
             Słońce  delikatnie  głaszcze  ziemię,
              Bazie,
              Maleńkie  kurczątka
              I  mnie.
                          (Ewa  Zawistowska)
         
              Zainaugurowałam  dzisiaj  sezon  ogródkowy,   króciutką  1/2   godzinką.  Wiatr  był  okropny,  że  nie  sposób  było  być  dłużej,  szczególnie  przy  moich  kłopotach  z  uszami.  Wygląda  na  to,  że  dużych  strat  po zimie  nie  będzie -  hortensja  ma  piękne  pączki,  powojniki  wypuszczają  już  listki,  róże  na  razie  milczą.  Niecierpliwie  czekam  na   kwitnące  kwiaty  i  słońce,  przez  większą  część  dnia. Wprawdzie  kwiaty  wiosenne  już  się  wdzięczą,  ale  to  ciągle  zbyt  mało.  Tymczasem  w  niedzielę  przestawiamy  zegarki,  oszukujemy  słońce  i  organizm. Nie  lubię  tych  kombinacji  z  pozorną  oszczędnością,  chociaż  lubię  długi  dzień.
             Prawdziw(n)a   wiosna,  to  wiosna  astronomiczna,  ta  trwająca  od  dzisiaj.  Prawdziwa  tzn.  kalendarzowa   pojawi  się  jutro,   a  powinno  być  chyba  odwrotnie.  Najistotniejsze  przecież   są  zmiany  na  niebie,  a  nie  zapis  w  kalendarzu.  Tylko,  że  prawdziw(n)ą   i   prawdziwą   wiosnę  wymyśliłam  sobie   na   własny   użytek   i   sama   mogę  sobie  te  nazwy  poprzestawiać.  Póki  co,  nie  chce  mi  się,  ponieważ  opieram  się  na  pewnej  teorii,  też  stworzonej  przeze   mnie  i  dla  siebie. 

niedziela, 11 marca 2012

Podniebny chaos.

            Cieszę  się  bardzo,  że  mam  psa.  Dzięki  spacerom  z  moim  pupilkiem,  mogę  systematycznie  obserwować  i  podglądać  przyrodę.  Dzisiaj  byłam  trochę  zdezorientowana,  ale  jak  zdezorientowane  były  gęgawy,  nie  jestem  sobie  w  stanie  wyobrazić.
             Wszystko  rozegrało  się  nad  moją  głową.  Długie  klucze  tych  dużych  ptaków,  leciały  z  południowego- zachodu  na  północny- wschód.  Jak  lecą   hałasują,  lubię  łopot  ich  skrzydeł  i  gęganie,  to  świadectwo,  że  wracają  na  lęgowiska  i  wiosna  już  "za  rogiem".  Nagle  nad  głową  słyszę,  nie  tylko  gęganie  ale   normalny  rwetes.  Klucze  gęsi,  które  były  w  locie  dalej,  zawracają  i  lecą  z  powrotem,  mieszają  się  z  dopiero  nadlatującymi.  Zawracają  wszystkie  i  lecą  tam, skąd  przyleciały,  znowu  zawracają  i  lecą  gdzie  powinny  lecieć,  powtarzało  się  to  kilka  razy.   Chaos  i  hałas  był  ogromny,  ptaki  w   jakimś  dziwnym  kołowrocie,  biedne  jakby  im  wysiadł  wewnętrzny  GPS.  Czekałam  tylko,  czy  jakieś  ptaszysko  nie  spadnie.  Nagle  wszystko  się  uspokoiło  i  gęgając  poleciały  dalej,  we  właściwym  kierunku.
              Bardzo  lubię  przyrodę,  calusieńką,  nawet  lubię  robale.  Tylko  nie  znoszę  mrówek  i  tych  małych  paskudnych  meszek,  bo  od  ugryzienia  tych  cholerstw   mam  uczulenie.  Uczulenie  jest  takie,  powiedziałabym  "wypasione".

sobota, 10 marca 2012

Parytety.

            Przynajmniej  w  kwestii  świąt  tzw.  damsko - męskich,  parytety  są  zachowane.  Mało  tego,  są  proporcjonalne  50 / 50.  Zaczynając  od stycznia :  najpierw  Dzień  Babci  i  szybciutko,  Dzień  Dziadka; w  marcu  Dzień  Kobiet  i  szybciutko  Dzień  Mężczyzn; w  maju  Dzień  Matki   i ... Ojcowie  trochę  muszą  poczekać,  bo  ich  święto  dopiero  w  czerwcu.
            Zgodnie  z  tymi  parytetami,  złożyłam  życzenia  wszystkim   komu  powinnam.  Nawet  w  sklepie,  panu,  który  przepuścił  mnie w  kolejce.  Przy  okazji  powiedziałam  mu,  że  jest  bardzo  przystojny.  Speszył  się.  Cudownie  jest  być  babcią,  a  babcią  po  dwóch  lampkach  szampana,  jeszcze  cudowniej. Właśnie,  babcię  po  szampanie  przyparło  na  tyle,  że  musiała  wyskoczyć  do  sklepu  po ... słodkości.  Co  tam,  fajnie  jest.
             Mój  Chrzestny  Ojciec  "rżał  ze  śmiechu"( inaczej  śmiać  się  nie  potrafi ),  kiedy  rano  zadzwoniłam  do  niego  i  powiedziałam,  że  w  dobie  XXI  wieku  i  zgodnie  z  parytetami,  chcę  mu  złożyć  życzenia  z  okazji  Dnia  Mężczyzny.
             Lubię  kiedy  pamięta  się  o  życzeniach,  a  można  je  składać  nawet  przy  najdziwniejszych  okazjach.  Dzień  Mężczyzny  nie  uważam  za  dziwny,  ale  gdyby  był  np.  Dzień  Miłośników  Jamników? Zaraz,  dlaczego  miałby  to  być  dziwny  dzień?  Osobiście  chętnie  przyjmowałabym  życzenia.  Choroba,  a  może  jest  taki  Dzień   i  ja  o  nim  nie  wiem?

piątek, 9 marca 2012

Spóźnione życzenia.

            Cudowny  poranek  w  słońcu,  cudowny  spacer  z  pieskiem,  ale  pewnie  kiepski  dzień.  Jestem  niewyspana.  Wszystko  przez  operatora  sieci  komórkowej.  Życzenia  z  okazji  Dnia  Kobiet  dostałam,  o  3:38  w  nocy!  Z  Ameryki  przysłał,  czy  co?
              Zwykle  telefon  komórkowy  zostawiam  w  innym  pokoju,  nauczona  doświadczeniem,  że  zdarzają  się  niewłaściwe  sms-y  i  telefony  o  niewłaściwej  porze.  Wczoraj  wieczorem  przepisywałam  rymowankę  Karoliny  i  zostawiłam  go  w  sypialni,  przy  komputerze.  Źle  się  stało,  ale  już  się  nie  odstanie.  Wzięłam  Whartona  do  łóżka,  poczytam  sobie  pomyślałam,  dopóki  sen  mnie  nie  omami,  a  że  mnie  omami  to  było  pewne,  bo  zaserwowałam  sobie  1/2  tabletki   nasennej  jako,  że  księżyc  w  pełni  na  niebie.  Bez  niej  czytałabym  całą  noc  i  tak  byłoby  chyba  lepiej .   Teraz  szkoda  mi  tabletki,  bo  to  ostatnia  połówka  była.  Obudził  mnie  telefon  pojedynczym  piknięciem  i  musiałam  wstać,  bo  pikałby  co  dwie  minuty.
               Życzenia  ładne, ale  co  z  tego  skoro  sen  przerwany.  Pomyślałam  sobie,  co  tu  robić:  wstać  i  przesadzać  kwiatki,  czytać  książkę,  czy  wtulić  nos  w  ciepełko  pościeli.  Wtuliłam  nos  w  to  ciepełko ....a  potem  zaczęłam  czytać,  a  teraz  szumi  mi  w  głowie,  szumem   na   który  nawet  kawa  nie  pomoże,  ale  nie  mam  wyjścia - napiję  się  kawy,  chociaż  nie  jestem  jej  smakoszką.  Może  tym  razem  pomoże!?

czwartek, 8 marca 2012

Jak nie, jak tak.

            Z  okazji  Międzynarodowego  Dnia  Kobiet,  dostałam  dzisiaj  od  młodej  i  atrakcyjnej  kobiety,   taki  sms  :

            Dzisiaj  Dzień  Kobiet,  więc  piersi  w  górę
            i  odrzuć  z  twarzy  gradową  chmurę!!!
            Niech  żyje  cellulit  i  kurze  łapki,
            bo  i  tak  jesteśmy  fajowe  babki!!!

            Jak  nie,  jak tak!!!
    
            Osobiście  akceptuję  dowcipne  okpiwanie  samej  siebie i  odnoszącą  się  do  danej  sytuacji  rzeczywistość.  Jednak  nie  przesłałam  go  dalej,  ponieważ  poczucie  humoru  na  własny  temat,  wśród  moich  rówieśniczek,  jest  różne.  Mnie  ta  rymowanka  śmieszy,  a  ponieważ  pamięć  jest  ulotna,  dlatego  umieściłam  ją  w  tym  miejscu.  Tutaj  nie  zginie.
            Ten  śmieszny  wierszyk  przysłała  mi,  29 letnia  Karolina,  chora  na  SM.  Najwyraźniej  świętowała,  najwyraźniej  z  uśmiechem.  Pokazuje  wszystkim,  że  życie  z  wyrokiem  może  być  normalne.
           Dzień  się  kończy,  świętowanie też.  Przede  mną  jeszcze  ostatni  spacer  z  Kajtkiem,  a  potem  do  łóżeczka  tym  razem  z  Williamem  Whartonem.

Kobiece świętowanie.

            Święto  komunistyczne  i  szowinistyczne,  bo  przecież  mężczyzna  powinien  widzieć  kobietę  w  kobiecie  codziennie,  a  nie  tylko od  święta.  Oj  tam,  oj  tam,  na  co  dzień  to  ja  chcę  być  partnerką  mężczyzny,  a  tego  jednego  dnia  cieszyć  się  jego  szczególną  atencją.  Codziennie  chcę  być  szanowana  i  doceniana,  ale  tego  dnia  mogę  mogę  być nawet ...  "blondynką".
            Moje  poglądy  na  temat   tego  święta,  bardzo  ewaluowały.  Okropnie  buntowałam  się  będąc  młodą   kobietą,  kiedy  byłam  w  średnim  wieku  świetnie  się  bawiłam,  a  jako  starsza  pani   lubię  8.  marca,  chociaż   liczba  mężczyzn  dostrzegających  we  mnie  osobę  świętującą,  z  roku  na  rok  się  zmniejsza.  Nie  zmieniło się  jedno,  cały  czas  uważam  się  za  feministkę.
             Dzisiejsze  świętowanie  trochę  przytłoczone  zimową  scenerią,  bo  zamiast  radosnych  promieni  słońca,  od  rana  pada  śnieg.

niedziela, 4 marca 2012

Różne barwy szczęścia.

            Wczoraj  dotknęło  mnie  a  może  to  ja,  otarłam  się  o szczęście.  Po  porannym  spacerze  z  Kajtkiem,  po  odbyciu  dwóch  rozmów  telefonicznych,  podczas  sprawdzania  tego co wydarzyło  się  społecznie  i  politycznie  kiedy  traciłam  czas  na  sen,  ale  jeszcze  przed  śniadaniem - słyszę energiczny  dzwonek  do  drzwi,  wstaję  i  idę  otworzyć.  Kajtek  szaleje,  nie  potrafię  go  okiełznać. Wybiega  za  mną, otwieram  drzwi  i ... szczęka  mi  opadła.  Prawda  to,  czy  fałsz? - myślę  sobie.  Za  drzwiami  najstarsza  i  najmłodsza,  prywatna  i  osobista,  jedyna  jedynaczka - moja  Córka.  Mami,  czy  dostanę  śniadanie ? - ona  się  mnie  pyta.  Rozglądam  się  dokładniej - jestem  sama,  mówi  Kasia.
             Kajtek  prędzej  doszedł  do  siebie  i  odtańczył  "taniec  ogona" , u  mnie  to trwało  dłużej,  bo  zaskoczona  i  zdziwiona  byłam  bardzo.  Kasia  zadała  mi  przy  śniadaniu  drugie  pytanie - może  załapię  się  na  obiad? No  i  się  załapała,  załapała  się  też  na  pączka  do  kawy, chociaż o  tym  nie  wspominała.  A  co  tam, niech  ma  full  wypas.
              Byłam  przeszczęśliwa, spędziłyśmy  ze  sobą  i  tylko  dla  siebie, parę  godzin. No i  Kajtek  też  szczęśliwy,  pewnie  dobrze  pamięta   kto  go  wyprowadził   za  bramę  sierocińca.  Szczęście  ma  różne  barwy,  naprawdę.

czwartek, 1 marca 2012

Wiosna meteorologiczna.

            Dzisiaj  rozpoczyna  się  wiosna  meteorologiczna.  Na  razie  aura  bardziej  gastronomiczna,  mniej  wiosenna.  Ale  nowa  pora  roku  coraz  bliżej,  wystarczy  spojrzeć  na  temperaturę.  Zachęcona  tym  (+ 10 ) na  termometrze,  zrobiłam  podgląd  i  ogląd  wiosennych  roślinek.  Najpierw  na  cmentarzu,  potem   przed  domem.
            Zdecydowanie  lepiej  przezimowały  rośliny  pod  oknami,  ale  w  obu  miejscach   są   jednakowo  niecierpliwe.  Pędy  żonkili,  tulipanów,  narcyzów  już  sterczą  ze  trzy  centymetry  nad  powierzchnią  gruntu.  Kwitną  pojedyncze  krokusy.  Gałęzie  drzew  też  nabrzmiałe  sokami.  Mam  tylko nadzieję,  że  mróz  im  nie  zaszkodzi,  gdyby  nie  daj  Boże  się  pojawił.
           Od  rana  mży  delikatna  mżawka,  nam  w  to  graj.  Spacerujemy  z  Kajtkiem  krok  za  krokiem,  za  krokiem  krok  i  wykorzystujemy  to  naturalne  spa - jest  cudownie.  Tylko  niestety,  słońca - nawet  na  lekarstwo.  Gdyby  to  była  jesień  powiedziałabym,  że  to  taka  " grzybna " pogoda.
           Żeby  wspomóc  się  w  walce  z   przesileniem  wiosennym  i  przez  ciężkie  chmury,  dostrzec  promyk  słońca  bez  słońca,  kupiłam  sobie  magnez  z  witaminą B6  i  przesilenie  może  mi.....nadmuchać.  Chyba,  że jednak  mnie.....złamie.