Tak spokojnych Świąt, już dawno nie miałam. Pewnie dlatego rozleniwiłam się okropnie, chociaż wcześniej też nadmiernie nie pracowałam. Jest mi cudownie i błogo, spokojnie, szczęśliwie i przewidywalnie. Tylko czy na pewno przewidywalnie?
Otóż nie, wprawdzie z leciusieńkim poślizgiem, ale dostałam od "Rodziny Zająców" prezent na zajączka. Natychmiast wykonałam telefon do Pana Zająca, bo to jego pismo rozpoznałam na przesyłce, podziękowałam i zapytałam: czy nie obawia się, że przyzwyczaję się do obdarowywania? Usłyszałam rozbrajające: nie mogłem się oprzeć. Nie oparł się Pan Zając, Wojciechowi Mannowi i Krzysztofowi Maternie i ich: "Podróże małe i duże czyli jak zostaliśmy światowcami" - książce, która wzrusza jak wspomnienia z młodości, a śmieszy bardziej niż niejedna komedia ( z opisu na okładce ). Znowu Pan Zając, którego fanką niestety nie jestem, zaskarbił sobie moją sympatię i kolejny, malutki skrawek serca.
Wczoraj miałam plan - plan zostania chociaż przez kilka dni " kobietą pracy organicznej ", gródek tego wymaga i już się domaga. Pracowało się cudownie, pogoda bezwietrzna i słoneczna, kwitnących kwiatów coraz więcej, niestety chwastów też. Dzisiaj plany dostały w łeb, popaduje od rana, biomet niekorzystny i mnie rozbolał łeb. Plany diabli wzięli, ale że deszcz pada to dobrze kwiaty tego potrzebują i potrzebuje tego nawóz, który podsypałam roślinom. Nie wiem tylko, czy to dobrze dla mleczy, które wczoraj potraktowałam Randapem?
Otóż nie, wprawdzie z leciusieńkim poślizgiem, ale dostałam od "Rodziny Zająców" prezent na zajączka. Natychmiast wykonałam telefon do Pana Zająca, bo to jego pismo rozpoznałam na przesyłce, podziękowałam i zapytałam: czy nie obawia się, że przyzwyczaję się do obdarowywania? Usłyszałam rozbrajające: nie mogłem się oprzeć. Nie oparł się Pan Zając, Wojciechowi Mannowi i Krzysztofowi Maternie i ich: "Podróże małe i duże czyli jak zostaliśmy światowcami" - książce, która wzrusza jak wspomnienia z młodości, a śmieszy bardziej niż niejedna komedia ( z opisu na okładce ). Znowu Pan Zając, którego fanką niestety nie jestem, zaskarbił sobie moją sympatię i kolejny, malutki skrawek serca.
Wczoraj miałam plan - plan zostania chociaż przez kilka dni " kobietą pracy organicznej ", gródek tego wymaga i już się domaga. Pracowało się cudownie, pogoda bezwietrzna i słoneczna, kwitnących kwiatów coraz więcej, niestety chwastów też. Dzisiaj plany dostały w łeb, popaduje od rana, biomet niekorzystny i mnie rozbolał łeb. Plany diabli wzięli, ale że deszcz pada to dobrze kwiaty tego potrzebują i potrzebuje tego nawóz, który podsypałam roślinom. Nie wiem tylko, czy to dobrze dla mleczy, które wczoraj potraktowałam Randapem?
A ja zażywam wsi, lasu, ogrodu i innych błogości:) Aż sama sobie zazdroszczę... Ale zasłużyłam przecież;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam poświątecznie!
Zasłużyłaś sobie i to jeszcze jak,zasłużyłaś!Naładuj akumulatory i wracaj,żeby móc wspominać,tęsknić i... planować następny wyjazd.
UsuńLubię wieś,z łatwym dostępem do miasta.
Pozdrawiam:)
To jednak Pan Zając nie jest zły :-). Mleczom już nic nie pomoże, jak je potraktowałaś Randapem i dobrze. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPan Zając?Zupełnie nie z mojej bajki,ale zaczyna się starać.Doceniam to bardzo.
OdpowiedzUsuńKwiaty ucierpiały przez ostatnie mrozy,a chwaściory-nie.Ironia jakaś kosmiczna.
Pozdrawiam.