sobota, 31 grudnia 2011

Czeka , nie czeka .

Osiecka Agnieszka

          Kołysanka noworoczna

          Jakżeś niestały -
          w niekochaniu.
          Jakże niemiłość twoja -
          krucha,
          ileż powitań -
          w pożegnaniu,
          jak dobrze słyszysz, gdy nie słuchasz.
                     "Zaśnijże, zaśnij, pora późna" -
                      nagli serdeczny diabeł stróż...
                      Tym się od innych on odróżnia,
                      że dźwiga w pysku bukiet róż...
         Z wolna opadasz na posłanie,
         noc już nadchodzi z niedaleka,
         tak zasypiają ci,
                           kochanie,
        co dobrze wiedzą, że ktoś czeka .

   
               Obyśmy  ,  nawet   będąc   singlami  ,  nigdy   nie   czuli   się   samotni  w  tym   nadchodzącym   już   szybkimi   krokami  ,  Nowym  2012  Roku  . 
Wszystkim  anonimowym , wrogom  i  przyjaciołom  ,  " w  szczególności  zaś "  T.R.A.M.L.N...serdecznie  życzę .

piątek, 30 grudnia 2011

Bóstwem być .

            Zafundowałyśmy   sobie   z   Kasią   ,  wizytę  kosmetyczki   do  domu  ,  wczoraj  .  Zdecydowałyśmy  ,  że  jakoś   ten   NR  przywitać   trzeba  ,  wprawdzie  w  domu  ,  ale  za  to "  na  pięknie ".  Zgrozo  ,  pięknie  czułam   się   wczoraj   ,   teraz  jestem   zmęczona   z  bolącą  głową   i  " piękna  inaczej ".
            Kasia   z   Julą   pojechały   towarzysko  ,  więc  babka  do  roboty  dopóki   nikt   się  nie  kręci  ,   tym   bardziej  ,  że  za  parę  godzin   przyjedzie   zięciulek  .  Mięsko  już  upieczone  ,  jak   zięciulek   lubi  ,  warzywka   na   zięciulkową   sałatkę   przygotowanę  .  Mam   czyściutko  ,  jak   ja   lubię  ( no   prawie  )  ,  ale  o  kant  d...  to  rozbić  ,  skoro  znowu   nie  udało  mi  się  bóstwem  być  .
            Próżna   nadzieja  ,  próżny   trud  .  Kobieta  domowa   chyba  nigdy   bóstwem   nie  będzie  ,  może   być  najwyżej   zadbaną  ,  kobietą   domową  .  Żeby  nie  być  permanentnie   sfrustrowaną  ,  tego  będę   się  trzymała  .

środa, 28 grudnia 2011

... a biesiadników ...

             Drugi   dzień   Świąt   upłynął   w   konfiguracji   trzypokoleniowej   ,  jak   to   przed   laty   często   bywało  .  Tylko  osoby  w  tych  pokoleniach  ,  już   nie  te  same  ,   ale   radość   ze   wspólnego   przebywania   podobna  .
             Było  śpiewanie   kolęd  i  pastorałek  ,   przy  dźwiękach   pianina   ( moja  Córka , Kasia )   i  gitary  ( ukochana  ,  pierworodna   wnuczka  mojego   Brata  ,  Ada  )  .  Był   śmiech  i  wspominki  ,  a  nawet   poszukiwanie   Kajtka  o  którym   myślałam  ,  że  się   gdzieś   zagubił   a   się   nie  zagubił  .  Na   szczęście  .
             Był   cudowny ,  rozbrajający   moment  ,  kiedy   trzyletnia   wnuczka   Zamiejscowej   Bratowej  Marta  ,  w   gromadzie  dorosłych  ,   zaniepokojona   szukała  Julki  :  "  gdzie  jest   moja   kuzynka  ,  gdzie  jest  moja   kuzynka !? "  żeby   zaprosić  ją  do  wspólnej  zabawy  ,  albo  kiedy   wzięła   książeczkę   do   rączki   i   powiedziała  do   pieska  :  " chodź   Kajtuś  , chodź ,  to   ci   poczytam  ".
               Mnie   najbardziej   wzruszyły   zaszklone   oczy   mojego   Brata  ,  który   coraz   bardziej   przypomina   Williama   Whartona  .   Oczywiście  ,  będzie   się   tego   wypierał  ,  nie   Whartona  ,  ale  zaszklenia  .  Brat  ,  to  facet   ,  który   na  właściwym   miejscu   ma  serce   i  rozum  ,   ale  ma   i   wadę  -  urodził   się   pod   znakiem   Barana  .  Tylko  czy  to  jest  wada  ,  skoro  się   nie   ma   na  to   wpływu  ?
               Mecenasom   biesiady  ,  serdecznie   dziękujemy  .  Gęś   była   wyśmienita  ,  towarzystwo   doborowe  ,  trunki   przednie  ,  a  biesiadników   było   dwunastu  .

sobota, 24 grudnia 2011

Wigilia .

            Opłatek .
         
            Jest   w   moim   kraju   zwyczaj  ,  że   w   dzień   wigilijny  ,
            Przy   wzejściu   pierwszej   gwiazdy   wieczornej   na   niebie  ,
            Ludzie   gniazda   wspólnego   łamią   chleb   biblijny  ,
            Najtkliwsze   przekazując   uczucia   w   tym   chlebie ...
         
                                                                                   Cyprian   Kamil   Norwid  .

            Nadchodzące   Święta   Bożego   Narodzenia   niech   przyniosą   radość ,
            a   Nowy  2012  Rok   upłynie   w   szczęściu   i   pomyślności  .

                                                              Wszystkim   odwiedzającym   życzy  :  Alko  .

czwartek, 22 grudnia 2011

Przedświąteczny czas .


            Dlaczego   jest   Święto   Bożego   Narodzenia  ?

           Dlaczego   jest   Święto   Bożego   Narodzenia  ?
           Dlaczego   wpatrujemy   się   w   gwiazdę   na   niebie  ?
           Dlaczego   śpiewamy   kolędy  ?
                            Dlatego  ,  żeby   się   nauczyć   miłości   do   Pana   Jezusa  .
                            Dlatego  ,  żeby   podawać   sobie   ręce  .
                            Dlatego  ,  żeby   uśmiechać   się   do   siebie  .
                            Dlatego  ,  żeby   sobie   przebaczać  .

                                                                                  Ks. Jan   Twardowski

          W   drugi   dzień   Świąt   jedziemy  do  Zamiejscowej   Bratowej  .   Młodszy   postanowił   na   czas   Świąt   złagodnieć ( chyba   złagodniał   już   wcześniej  , ale   trzymał  fason )  .  A   teraz   Alko   doo   roobootyy  ,   jutro   przyjeżdżają   dzieci  .  A   robota   już   na   finiszu  ,  za   to   w   mieszkaniu   znowu   "sajgon ".
           A   za   oknem   typowa   jesienna   szaruga  ,  chociaż   to   dzisiaj   rozpoczyna   się   zima  .
           Gwoli   wyjaśnienia   wiem  ,  że   od    "a"   nie   powinno   się   zaczynać   zdania  ,  ale   tak   mi    teraz   w   duszy   gra  .   Mój   obecny   stan   ducha   jest   daleki   od   minorowego   ,   chociaż    takie   Święta   też   bywały  .  Ale   lampka   się   pali   ,   ta  ...  z   tyłu   głowy  .
           

            

środa, 21 grudnia 2011

Jest nadzieja ?

           Może   jednak  jest  nadzieja  ,  na   białe  Święta  ?  Wychodzę   na  spacer   z   pieskiem  ,  a  tu  niespodzianka  ,  i  dla  mnie  i  dla  niego  .   Pada   śnieg  ,  ładny   taki  "  wypasiony " ,  niestety  mokry  .  Wczoraj   wieczorem   nic   na  to   nie  wskazywało  ,   teraz   wyraźnie   widać  ,  że  pogoda   zmienną   jest  .
           Miałam   wprawdzie   myśl   błyskawicę  -  odnośnie   śniegu   ,   ponieważ   rozmawiałam   wczoraj   ze  swoją   przyjaciółką    mieszkającą   w  Getyndze  ,  u  nich   " walił  śnieg " ( określenie   Iwony ) pomyślałam  ,  przyjdzie  do  nas .  Przyszedł  i  spadł  ,  pierwszy  w  tym   roku  .  Dobrze  ,   niech   się  coś  dzieje   za  oknem  ,  może  w  końcu   przylecą   jemiołuszki  ,   na   jarzębinową   wyżerkę  .
           Dzisiaj   zajęć   przedświątecznych   ciąg   dalszy  ,  ale   najpierw  zrobię   ostatnie  w  tym   roku  opłaty  ,  niestety   nie  elektronicznie  tylko  :  okienko -  książeczka  ,  książeczka  - okienko  .  Może   w  końcu  ,  w   nowym   roku   załatwię   sobie   internetowy   dostęp   do  konta  .  Zabierasz   się  do  tego  - " jak   rak  do  chodzenia " -  powiedziałby   mój  śp . Tato   i   miałby  rację  ,  noszę  się  z  tą   myślą   chyba  już   czwarty  rok  .   Tylko  po  co  się  nosić  ,   lepiej   działać   .   Tylko   może   ten   rocznik  tak   ma ,  że   musi   ponosić  ?

wtorek, 20 grudnia 2011

Albo , albo .

            Przed   takim   wyborem   dzisiaj   wieczorem   ,  stanął   mój   pies  .  Często  jak  oglądam   telewizję   ,   Kajtek  wskakuje   mi   na  kolana  .  Ja   natychmiast   stosuję   terapię   ściskania  ,   na   co  piesek  odpowiada   mi   burkoleniem   za   którym   absolutnie    nic    nie   idzie   .   Czasami   mu  odburkuję   i   tak   sobie   wspólnie   burkolimy  .
            Dzisiaj   powiedziałam   :   dosyć   tego   mój  chłopczyku   albo  kolana  i  pieszczoty  ,  albo   koszyk  .   Patrzy   na   mnie  z  niedowierzaniem   ,  tymi   swoimi   ciągle  smutnymi   oczkami  .   Nie  zrzucam  go   z   kolan   ,   on   też  z  nich   nie   schodzi   ,   więc   mocno   przytulam   go  do  siebie  ,   piesek   stęknął   tylko  yyh   i   nie  zaburkolił  .
           Wróciliśmy   właśnie   z  ostatniego   spacerku   i   maluszek   już   dał   nura   do  koszyka  ,  ze  swojego   posłania   robi   sobie   taką   śmieszną   budkę   ,  aż  żałuję   ,  że   zamiast   koszyka   nie  kupiłam    budki   .  Tylko  ,   kto  to  wiedział ?
            A   na  dworze   mrozik   nawet  ,  nawet  .
             

Grudnik .

              Kwiatek   do   którego   przez   wiele   lat  czułam  niechęć  ,   dzisiaj   mnie  zachwyca  .  Niechęć   spowodowana  była   ogólnie  panującą  modą  na  schlumbergery  (grudniki ) ,  a  ja  nie  znoszę  nacisków  ,  nawet   modowych   i  naśladownictwa  .
             Dlatego   nigdy    nie   pamiętam   jak  u  kogoś   jest   w  domu  ,  czy  jest  ubrany   trendy    czy  de  modern   .  Mnie   to  nie  rajcuje  ,  bo   i   tak   niczego   nie   przeniosę   na   " własny   grunt  ".   Nie   należę  do  gatunku   podglądaczy  i  naśladowców  . 
             Mając   na   uwadze   to  ,   że   pewnie   wszyscy   są    już   po  okresie   " przymusu    zakupu  "   schlumbergery   i   pewnie   jest   już   w  każdym  domu  ,   bez  przekonania   ,  ale   kupiłam   ją   sobie  w  tym  roku  .  Skromny   kwiatek  ,  właśnie   dzisiaj   podziękował   mi   za  zaufanie  .  Wziął  i  najnormalniej  w  świecie  zakwitł  ,  kwiatami  w  kolorze   fuksji   w  doniczce  ze   szmaragdową  osłonką  .  Moja   śp. Mama  ,  bardzo  lubiła  takie  zestawienia  kolorów  :   zieleni   i  różu  .   Pewnie  ten   zestaw  też  by  się  jej   podobał  .  Cudo  kolorystyczne  ,  nie  tylko  dla  malarza  .  Takie   nie   nachalne   piękno  jest  w  tym  małym  kwiatku    pomimo   tego  ,  że   oba  kolory   fuksja  i  szmaragd   są   bardzo  wyraziste  .

piątek, 16 grudnia 2011

Co na głowie ....

            A  na   głowie  ,  jak  to  -  co   na  głowie ?   No  ,  na   głowie   już  Święta  .  Odsiedziałam   u  fryzjera   3 godziny  (  był  poślizg  ,  ponieważ  pani   fryzjerka   zapomniała  o  zapisaniu  jednej   klientki  i  zrobił  się  dubelek  ) ,  mam  odświeżony   kolor  i  coraz  wyraźniejszy   zarys   nowej   fryzury  .  Pani   fryzjerka   mówi  o  niej  " fryzura  z  pazurem ".
            Poza  tym  wymyty   kurz  ,  z  najdalszych  miejsc  od  centrum   pokojów  .  Jutro  zmieniam   firanki  ,  a   to  oznacza  ,  że   jest  już   bigos  .  Tak   jest  już  bigos  i  czeka  zagotowany   w  słoikach  .  Taka   jest  moja  świąteczna   strategia  -  najpierw  zrobienie   bigosu   ,  potem   wymiana   firanek  .  Jakoś  w  końcu  przemówiłam  sobie  do  rozsądku  i  wzięłam  się  do  roboty  .  Pekluję   mięso  ,   suszę  chleb   razowy  ,  na  tort   chlebowy  (  zapominam  o  kupnie  mąki ) .  Mam   już   nawet   przygotowane  w  torbach    świątecznych  ,  prezenty .
            

poniedziałek, 12 grudnia 2011

Coraz bliżej Święta.

            Jakie  to  Święta ?  Bez  śniegu ?  Natura  i  Pan  Bóg   robią  z  nami  ,  co  im  się   żywnie  podoba  .  W  ubiegłym  roku  śniegu  bez  umiaru  ,  w  tym  roku  śniegu  nawet  na  lekarstwo  .  Mnie   akurat  to   cieszy  -  nie  znoszę  zimy  ,  ale  znoszącym  zimę  -  jest  na  pewno  przykro  .
            Święta  coraz  bliżej  ,  a  ja  nadal  kombinuję  co  tu  zrobić  - żeby  się  nie  narobić  . Wrzuciłam  na  luz  i  cześć  .  Dzisiaj   dopadła   mnie   następująca  myśl  -  w  przyszłym  roku  :  firma  sprzątająca  i  catering  .  Nie  do  wiary  ,  od   razu  zrobiło  mi  się  lepiej  i  robota  trochę  drgnęła  ,  bo  nie  mogę  powiedzieć  ,  że   ruszyła  z  impetem  .  Natychmiast  dopadła   mnie   druga   myśl  ,  co  zrobić  żeby  zechciało   mi   się   tak   chcieć    ,   jak   mi   się   nie   chce  .   Problem   okazał   się  ,  nie   do  rozwiązania   ,  przynajmniej   na  tę  chwilę  .   No  i   d...   zimna  -   jak   mówią   patomorfolodzy .
            Pocieszam  się  ,  że  za  krótko  myślałam  .

wtorek, 6 grudnia 2011

Szaleństwo i okrucieństwo .

            Szaleństwo  Julki   po  otrzymaniu   paczki   od   Św. Mikołaja  sięgało  zenitu  .  Okrucieństwo  matki  ,  też  otarło  się  o  zenit  .
            Kurier   przyniósł   paczkę   jak  Jula   odrabiała  lekcję  .  Kwiczała  z  radości   i  z  ciekawości  .  "Mamusiu  ,   mamusiu  ,  zobacz  -  Św.  Mikołaj  się  pomylił  ,  napisał   adres   babci  ,  jak  zobaczył  ,  że  mnie  tam  nie  ma  ,  to  przekreślił   adres  babci   i  napisał   mój "!!!
            Mądra   mamusia  ,  kazała   dziecku    usiąść  i  najpierw  odrobić  lekcje  ,  a  dopiero  potem   otworzyć  paczkę  .  Mały   ludzik   polecenie   wykonał   ,  bo  jest  posłusznym   dzieckiem  ,  ale   paczkę  postawiła   sobie   przed  nosem  i    cięgle  na  nią   zerkała  .  To  mądra  mamusia  odwróciła  paczkę  tak  ,  żeby  dziecko  nie  widziało   kolorowych  naklejek  .
             Obzdryngoliłam   Kasię  za  takie  postępowanie  ,  ale  na  szczęście  miała  świadomość  ,  że  zachowała  się  okrutnie  .  Po  otworzeniu   paczki   Jula  tańczyła  ,  śpiewała   i  zachwycała   porozsypywanymi  cukierkami  ,  których   było  dużo  ,  bo  stanowiły  luźno  wrzucony  "wypełniacz ".  To  ją  bawiło  najbardziej  .  W  końcu   stwierdziła   ,  że   ma " niedobór  słodyczy "  i   za  pozwoleniem  matki  ,  zjadła  parę  cukierków .
            Kasia   musiała  mi   kilka  razy  opowiadać  o  tej  Julczynej  radości  .   Jak   się   Julka   cieszy  ,   można   mieć    wrażenie  ,  że  zaraz  wyskoczy  ze  skóry  .  Nie  wyobrażam  sobie  Juli  tańczącej   hip -  hopa   nad   jakimś  pudełkiem  .  To  nieprawdopodobne  ,  ale   tak   się   cieszy   każdym   drobiazgiem   .  Kasia  była  podobna  .
             O  mnie  Św. Mikołaj  też  pamiętał  ,  dostałam   piękne  wydanie   z  ładnymi   ilustracjami  ,  książki   pt .  Nalewki  ,  przepisów  jest  równa  setka  . No .
 

poniedziałek, 5 grudnia 2011

Piękna niedziela .

            Pomimo   typowo   jesiennej   pogody  ,  wczorajsza   niedziela   była   piękna  .  Bez   żadnych   planów   i   wielkich   zapowiedzi   przyjechała   Kasia   ,   na   poranną    kawę   i   obiad  .   To   było   tylko   sześć   godzin  ,  fajnych   godzin  .  Dziecko   musiało   się   wygadać  ,  wygadane   i   odprężone   wróciło  do  domu  .  Ja  zostałam   z   " tematami  "  do   przemyśleń   i   myślą   przewodnią  -  czy   byłam   dobrym   doradcą ?
            Kajtek   szalał   z  radości  ,  pieścił  się  i  chciał  "na  opka" .   Buziaki   takie  dawał  ,  że   trzeba   było   go  karcić  ,  bo  język   miał  nie  do  powściągnięcia  .  Odpłaca   jej   ogromną    miłością   ,  za  wyprowadzenie  z  sierocińca  .  Cieszył   się  i  cieszył  i .... .  Kasi  dogoterapia   też   na   pewno   bardzo   się   przydała   ,  więc  korzyść   była   obopólna  .  Wierzę  w  dogoterapię   .
            Nasz  terapeuta   śpi   teraz   smacznie  w  koszyczku   ,  już   po  porannym  spacerze  i   śniadanku  .  Spacer  był  krótki  ,  bo  w  deszczu  ,  a   piesek  deszczu   nie   lubi  ,  a  Alko   bucików  nie  uszyła  .   O ,  i  wyszło  szydło  z  worka  -  kiepska  " pańcia " z   tej  Alko  .
    

piątek, 2 grudnia 2011

Poooooszłaaaaa.

             Poszła ,  paczka   dla  Julki  z  okazji   Świętego  Mikołaja  .  Właściwie  to  taka  skromna  paczuszka  .   Mam   coraz   większe   kłopoty  z  prezentami  .  Julka   ma   prawie  wszystko  ,  nie  wiem   czy  to   przez   zapobiegliwość   rodziców  ,  czy  przez  rozrzutność  .  Skłaniam  się  ku  temu   drugiemu  .  Szkoda  ,  że  nie  uda  mi  się   zobaczyć   z  jaką  niecierpliwością  odkleja   kolorowe  naklejki  i  rozrywa  papier  .   Kasia  opowiada  ,  że  zawsze  robi  to  z  wypiekami  na  twarzy  ,  a  naklejki  gdzieś  sobie  wkleja  .  Niedługo  przestanie  wierzyć  w  Świętego  Mikołaja  .  Kto  wie  ,  może  już  w  tym  roku   uświadomią  ją  w  szkole  .  Szkoda  ,  bo  skończy  się  czas   słodkiej   i   radosnej   nieświadomości  .
              Ja  tymczasem  ,  tak   sobie  kombinuję  ,   jak   to   zrobić   żeby   się   nie   narobić  .  Z  tego  kombinowania   wyszło   mi   tyle  ,  że .... umyłam   2  okna    i  .... kombinuje  dalej  .

czwartek, 1 grudnia 2011

To tylko pies , czyżby ?

            1 - szy  grudnia  ,  właśnie  dzisiaj  mijają   2  miesiące  obecności   Kajtka  ,  w  moim  życiu   .  Właśnie  dzisiaj  po  raz  pierwszy ,   na  porannym  spacerze  był  w   ubranku  zrobionym  mu  przez  " pańcię " ,  na  drutach  .   Wszystkim  swoim  poprzednim  pieskom  sama   robiłam   ubranka   ,  zrobiłam  i   jemu  .  Kiedy  miałam   pierwszego  jamnika  ,  prawie  30  lat  temu  ,  o   ubrankach  dla  piesków  nawet się   nie   marzyło  ,  z  dostaniem  czegokolwiek   były  kłopoty  .
            Grejowi  II  Dino  ,  zrobiłam  ubranko  z   resztek  różowej  wełny  ,   która  mi  została   po  zrobieniu   getrów  i  czapki   dla  Kasi  .  Ubranko  było  różowe  i  Grej  wyraźnie  go  nie   lubił  .  Pewnie  sobie  myślał  -  chłopczyk  i  w  różowym ? Następne  było   brązowe ,  w  kolorze  jego  sierści   i   już   się   nie   buntował   jak   je  zakładałam .
             Grej  III  Junior  miał  ubranko  w  kolorze  zbliżonym  do  sierści  ,  z .... otworkiem  na  wentylek  .  To  był  potworny  zmarźlak  ,  lubił  ciepełko  .   Przez  ostatnie  dwie  zimy ,  nosił  je  nawet  z ... podpinką  .   Grej  IV  Kajtek   ma  ubranko  czarne  z  pomarańczowym   paskiem  , właściwie   trzema  paseczkami   ,  też  w  kolorze  swojej  sierści  .  Chyba  jest   najładniejsze .
             Myślę  ,  że  jestem  aktualnie  szczęśliwym  człowiekiem  ,  skoro  poświęcam  czas  na  opisywanie  takich  bzdetów ,  przecież  to  tylko  pies  :  cyt . " Czasami   pies  to  więcej   ,  niż  człowiek  ".  Tak , jestem  szczęśliwa ,  tak .... całościowo  .

środa, 30 listopada 2011

Wyznanie Julki .

           " Mamusiu  ,  ja  nie  mogłam   trzymać  za  Ciebie  kciuków   o  12 h. ,  bo  tańczyłam ".  Wyznała   Jula   matce ,  kiedy  ta   przyszła  po  nią  do  szkoły  .
             Dzisiaj  Kasia  ,  zdawała   i   zdała   egzamin  ,   dzięki    któremu   jest   wyżej  w  hierarchii  zawodowej  .  Wszyscy   mieliśmy   trzymać   kciuki  ,   jak   to  zwykle  się   robi   w  takiej   sytuacji  .  Taki  odwieczny  ,   nie   mający   wpływu   na   wynik   egzaminu  ,  gest  .
             Niestety   dziecku   nie  udało   się   ,   siła   wyższa  -  tańczyła  ( Mamusiu  ,  nie  mogłam  tańczyłam   hip -  hopa ) .  Nic  się  nie  stało ,  Juleńko  ,  przy   hip - hopie  ,  absolutnie   nie   można   trzymać  zaciśniętych  kciuków -  pocieszyła  mama , dziecko  .   Pomimo   tego  ,  Matka   zadanie   pozytywnie   wykonała  .  Chwała  Bogu  ,   na   kilka   lat   ma   dziewczyna   spokój  .  Pozostali   członkowie   rodziny   również  .

wtorek, 29 listopada 2011

Dziewczyny dwie .

            Julka  i  Kaśka  .  Córka  i  Matka  .  Wnuczka  i  Córka  .  Oczywiście   emocji   dostarczają   nawet  na  odległość  .  Julka  poleruje  szlify  pierwszoklasistki  ,  Kaśka  pokonuje  stopnie  awansu  zawodowego  .
Babka  i  matka   trzyma  kciuki   ,  przy   okazji   trochę   się denerwuje  .  Tylko  tyle  może  zrobić  ,  wszystko  inne   ma   poza   zasięgiem   i  poza  sobą .
           Bardziej  denerwuję  się  Córką  ,  która  robi  wszystko  z  " poślizgiem " ,  tzn . za  rówieśnikami  .  Niestety   błędy   młodości   jeszcze  nie  odpuszczają  .   Wszystko  dzieje  się  już  na  prostej  ,  ale    o  dwa   kroki   później  .  Trudno  .
          Wnuczka   na   razie  zbiera  najwyższe  notki  ,  cieszy  się  nimi   bardzo  ,  ale   nie  do  końca  rozumie  ich  znaczenie  .  Jest  bardzo  ambitna  ,  co  mnie   trochę  martwi  .  Kasia   była   chorobliwie  ambitna  i  to  było  jej  przekleństwem  .  Poprzeczki  ,  które  sobie  zawieszała  były  zbyt  wysoko  .  Pokonywała  je  ,  ale   był   to  bieg  z  przeszkodami  .   Ambicja   i  zdolności   muszą   iść   w  parze .  Mam   nadzieję   ,   że  u  Juli   będzie  to  dobrana   para  .

niedziela, 27 listopada 2011

Hurra !!!!!

             Wygrałam  konkurs  w  Krainie  Chwilowego Zapomnienia  .  Na  blogu   miłośniczki  książek ,  miłośniczka  jamników  napisała   i  wygrała  ,  naturalnie  książkę  .  Nie  wierzę  ,   muszę   jeszcze  raz  sprawdzić  ,  czy   rzeczywiście  los   tak  chciał  .  Tak , tak -  los  ,  to  nie  był   wybór ,  tylko  losowanie .  Nie  przeszkadza  mi  to  szczerze  cieszyć  się  z  wygranej  (  drugiej   w  moim   życiu  ) .
             Jak  się  czyta  ,  to  się  wygrywa !!!   Ja  czytam  ,  ponieważ   nauczyłam   się   czytać   ,  czytam   bo   lubię  ,  czytam   bo   u  mnie   po  prostu   wszyscy   czytali !!!   Tacy   jacyś   dziwni   ludzie  ,  ta   moja   Rodzina  ,  czytają  .   Tak   sobie   się  ,  dowartościowałam  ,  tym   poprzednim  zdaniem  .   A  co !? Wolno  .
              Sprawdziłam  , "  Excel   był   łaskawy "   i   właśnie   mnie  wylosował  .
             

sobota, 26 listopada 2011

Tydzień temu , nazad .

            W  tygodniu  ,  w  którym  dopadł  mnie  " tumiwisizm  totalny " ,  otrzymałam  optymistyczny  telefon  .  Moja   Córka   powiadomiła   mnie  ,  że   spędzą   u  nas  Święta   i   Nowy  Rok  .  Szczęka   mi   opadła  ,   tak  wcześnie   o  tym   mówisz  -   zauważyłam   zdziwiona   .   Zawsze  się   denerwujesz  jak    zwlekamy   z  decyzjami  -  radośnie  mi   odpowiedziała   .  To  prawda  ,  nie  denerwuję  się  ,  a  wkurzam !!!
            Listopad  -  miesiąc  usypiający  rośliny  ,  zmuszający  ptaki  do  migracji  ,  powodujący  depresje  u  ludzi   ,  dla   mnie  był  łaskawy  .   Dwukrotnie   moje   kochane  dziecko  udowodniło  ,   że " nauka  nie  idzie  w  las ".   Tylko  nie  chciałabym  ,  żeby  w  jej  zachowaniu   znalazła   zastosowanie  studencka  maksyma  -  zakuć  ,  zdać  ,  zapomnieć  .
             Jak   dokonuję  tego  wpisu   ,  mój   piesek   ogląda   świat   przez  szybę  ,  siedząc  na  parapecie   okna .  Słodziak  jeden  .  Nauczyłam  go  tego  ,  bo  ładował   mi   się  na   kolana  ,  jak  siadałam  do  komputera  .   Teraz   mówiąc  brzydko ,   mam  go  z  głowy  .  Tylko  te  jego  oczy  ,  ciągle  są   smutne .

środa, 23 listopada 2011

Zamiejscowa Bratowa .

            Połączyła   nas   przyjaźń   w  odległych   latach   70 - tych  .  Przyjaźń   z   mojej   strony   szczera  i   lojalna   aż  do  bólu  .  Przyjaźń   wystawiona   na  przełomie   XX   i    XXI  wieku  na   próbę  .  Niestety   ta   próba  nią   zachwiała  .   Zabrakło   chyba   empatii   i  chęci   zrozumienia   ,   pewnie   z   obu   stron  .   Staram   się   tak   myśleć   ,  chociaż .....
             Bolało   mnie   to   bardzo   ,   ponieważ   pomimo    niezwykłej   łatwości   w   nawiązywaniu  kontaktów   ,   zaprzyjaźniam   się    rzadko  . 
            Obecnie   moje   stosunki    z  Bratową   ,  są   chyba   więcej   niż   poprawne  .   Tymczasem   Brat   (  pomimo   całej   kokieterii  z  mojej  strony  )  jest   ciągle   obrażony  ,   może  urażony   ,   w   każdym   razie   tak   się   nadal  zachowuje  .
            Otóż  Ci   Państwo  ,  od   lat   prowadzący   rodzinny   small   biznes  ,  wypuścili  się   na  wypoczynek  do  nadmorskiego   ,   polskiego   kurortu   .  Biznes   pozostawiając   pod   opieką  "  prawie  dorosłego  Syna  ,  ale  przy  mamie "  i   dwóch   psów  -  ogromnego   Nowofunlanda   i   malucha   Yorka .      
            Wczoraj   rozmawiałam   z   Bratową   ,   są   wyjazdem   zachwyceni   .  Pogoda   cudowna   ,  hotel  - jego  wyposażenie   i   wyżywienie   spełniają   ich  oczekiwania  .   Ludzi   mało  ,  a   atrakcji   wiele  .  Więc   taplają   się  w  borowinie   i   odtykają   pory   w   saunie  .   Spacerują  i   pełną   piersią   chłoną   jod  ,  trochę   im   te  spacery   zakłócają   ,  drące   bez  żadnych   zahamowań   dzioby  ,  mewy  .  Podobno  drą   się  -  tanio  daję  ,  tanio  daję  ,  tanio  daje  .   Skubane  ptaszki   .  Życzyłam  im   miłego  dopieszczania   somy  ,  psyche   i   face  .
            Dowiedziałam   się   przy   okazji  ,  że  chcieli   zrobić  wypad   na   Bornholm  ,   ale   niestety   promy   już   nie  " chodzą "  .  Szkoda  ,   wtedy   moje   marzenie   udałoby   się   zrealizować   najpierw   mojej    Bratowej   .
             Uwielbiam    nasze   morze    jesienią  i   uwielbiam   nasze   morze  wiosną  .   Latem   jest   nad   nim  " za   gęsto  ".

poniedziałek, 21 listopada 2011

Czytadła .

             Jestem   po  lekturze   Stephana  Kinga    "  Czarna   bezgwiezdna   noc  " ,   a    przy   lekturze    Małgorzaty   Kalicińskiej    "  Dom  ,  powroty   i   miłość   nad   rozlewiskiem   " .   Stephan    King   pozostał   mi   z  czasów  ,   kiedy   wręcz   namiętnie   lubiłam   się   bać  .  Teraz   już   nie   lubię   się  bać  ,  ale   Kinga   poczytuję   wg   pewnej    strategii   ,  tzn .  nigdy  w   nocy  i   bez  nadmiernego   uruchamiania   wyobraźni   .
             Wróciłam    do   "  rozlewiska  " ,   żeby  zneutralizować   aurę   po  Kingu  .  Nie   oglądam   serialu   ,  bo   nie  jestem   wielbicielką   Brodzik  .   Ona    mnie   wręcz   drażni   ,   myślę    sobie   taka   piękna   kobieta  ,  a   taki   ubogi   warsztat   aktorski   ,   takie  skąpe  środki   wyrazu  .  Jestem   w  stanie   przewidzieć   mimikę   jej   twarzy   i   barwę   jej   głosu  .   Mnie   jej   gra   nie   przekonuje  ,  ale   pewnie  się  na  tym  nie  znam  ,  na  dodatek  jestem  ignorantką  .
             Książka   ,   no   cóż    przeczytałam   bo   wypadało  ,   bo   była   na   czasie   i   fali   .  Zachwycało   się   nią   tyle   osób  .  Ta   książka   to   lekkie  ,  sympatyczne   i   fajne   czytadło  .  Tylko  ,  a   no   tak  ,  jest   i   tylko   .   Nie   zaakceptowałam   tego  ,   że   Małgorzata   nazywała   swoją   matkę   Gnomem   .   Mnie   byłoby   przykro    gdyby   moja   Córka   widziała    we    mnie   Gnoma  .   Moja  Córka   widzi   we   mnie   Małą   Mi   i   to   mi   się   podoba   ,   nazywa    mnie    mami    i   to   pieści   moje   ucho  . 

SF.

             Wróciłam  ze  spaceru  z  Kajtkiem   ,   spaceru  ,   który   przebiegał   w  scenerii   SF  ,   lub   Stephana  Kinga  .   Po  pięknym  ,  ciepłym   i  słonecznym   dniu    nad   miastem   zawisła   mgła  .  Gęsta  i  wilgotna   ,   przenikliwa  .  ŁŁoouu  .  Piesiu   siknął   2 X   i  chciał  wracać  ,  ale  poszliśmy  dalej  i  nie  był  to  przyjemny  spacer .  Była   tylko  mgła  ,  Kajtek  i  ja  . Może  jutro  będzie  szadź  ?  I  to  byłaby  piękna  sceneria  .

niedziela, 20 listopada 2011

Pudernica .

             Pudernica  to  ja  .   Pudernica   to  mało  ,  ale  stara  pudernica   to  chyba   zbyt   wiele  .  Pozwalam   sobie   na   taką  autoironię  ,  bo   znowu   tydzień   przeleciał    mi    przez   " paluszki  jak  paróweczki " .  Nie  wiadomo  kiedy  i  nie  wiadomo  dokąd  .
             Mamy   taką   piękną   jesień  w  tym  roku   ,  a   mój   skrawek   ziemi   jeszcze   nie   jest  należycie   przygotowany   do   zimy  .  Właściwie   niby   nie   jest   i   niby   jest   ,   tylko   dlaczego    mnie   to   jednak   nie   satysfakcjonuje  ? .  Zaczynam   mieć  wyrzuty  sumienia   ,   więc   chyba   coś  zaniedbałam   ,   no   i   pojawiły   się   dylematy  .  Oto   one  :
              1)  Co   zrobić  w   sytuacji  ,   w   której    " jak  nie  urok  , to  przemarsz  wojska " .
              2)  Co  zrobić   w   sytuacji  ,   kiedy   masz   jedynie  ochotę   na  " tumiwisizm   totalny " .
              3)  Co  zrobić  w  sytuacji   ,   kiedy    chce   ci   się   czytać   i   przy   okazji   zapominasz   o   bożym  świecie  ?
              4)  Co   zrobić  w  sytuacji   ,  kiedy   w   polityce   tyle   się  dzieje  ,  a   ty   masz  politycznego  hyzia  ?
            Myślę   ,  że   należy   poddać   się   chwili   i   ja   się   tym   chwilom   poddawałam  .  W  końcu  jestem   przecież  wolnym  człowiekiem  ,  a   że   z  piętnem   "  tumiwisizmu "  ?! .  No  cóż  ,  nie  ma  ludzi  idealnych  .
              O , właśnie   przypomniał    mi   się   film   z   Marilyn   Monroe  ,  który    kończy  się   takim   stwierdzeniem  :  "  nikt  nie  jest   idealny " .   Tytuł   wyleciał   mi   z  głowy   ,   ale   chyba   to   była   komedia   "  Pół   żartem    pół   serio   ".  Sytuacja   była   wprawdzie    zupełnie   inna   ,  ale   cóż  z  tego  ,   może   moje  życie   to   też   komedia  ?


 

sobota, 12 listopada 2011

Niestety .

            Mazury  chociaż   piękne  ,   nie   okazały   się   być   współczesnym  cudem   natury  .  Szkoda  ,  ale  żeby  " szklanka  nie  była  do  połowy  pusta  ,  tylko  do  połowy  pełna " ,  znalazły   się  w  czternastce  najpiękniejszych   miejsc   świata  .  Osłody   dodaje   fakt  ,  że   jako   jedyne   miejsce  europejskie  .  To  mnie  też  cieszy  ,   bo   cieszy   mnie  wszystko  co  pozytywnie   promuje  Polskę .
            Taki   był   finał  wczorajszego  dnia  .  Preludium   do   finału   to   cały   gar   dziegciu  ,  zafundowany  przez   manifestantów   z   okazji  Święta  Niepodległości  ,  zarówno   tych  z  Marszu  Niepodległości  (prawica ) ,  jak   i   tych   z   Kolorowej    Niepodległości  ( lewica )  .  Obrzydliwa   chuliganeria   ,  niszcząca   najwyższe  wartości   niepodległościowe  ,  wykorzystująca   każdą   okazję  do  wywołania  burd   i  do  demolki  .   Hołota  ,  która   nawet   nie   uświadamia   sobie  ,   że   istnieją   ludzie   którzy   Mazurka  Dąbrowskiego  ,  wysłuchują   zawsze  " na  baczność "  i   nie  ma   znaczenia   to  ,  że  przed  telewizorem  .
            Zdecydowanie  demokracja   jest   zbyt  demokratyczna .

czwartek, 10 listopada 2011

Zatraciłam się .

           W  ostatnim   czasie   nieomal  się  zatraciłam  ,  ponieważ  poświęciłam  się  ,  a  może  nawet   całkowicie  oddałam  - polityce  .  Zaczynam  się  zastanawiać  ,  czy  to  przypadkiem  nie  zaczyna  mieć   znamion  uzależnienia  .  Całe  szczęście  ,  że  są   książki  ,  książka  jest  w  stanie  oderwać  mnie  od  polityki  ,  ale  tylko  książka  ,  no  i  spacer  z  Kajtkiem  .
          Tymczasem   jesień   zaczyna  pokazywać   pazurki   i   prawie   tego   nie  zauważam  .  Niestety  jej  drugie  oblicze  ,  mgliste  i  dżdżyste  zupełnie  mnie  nie  zachwyca  .  Na  szczęście  nie  ma  jeszcze  jesiennej   pluchy  .  Dzisiaj   w  nocy  ma  być  przymrozek  ,  a  moje  agawy  jeszcze  na  dworze  ,   muszę   je   zaraz  zabrać  .  Przy  okazji   powieszę  flagę  ,   przecież   jutro  Święto  Niepodległości  .
          Jak  każdego  roku   pojechałam  dzisiaj  na  cmentarz  ,  żeby   zapalić   mojemu   śp . Tacie  ,  światełko  na  okoliczność  tego  Święta  .  Przy  okazji   największego  Święta  Państwowego   pozwalam  sobie   na   makabryczny   żart  - światełko  nie  jest  tylko  wyrazem  szacunku  ,  hołdu   i  podziękowania ,  za  wkład   w  niepodległość  -  ale  ma  także  mojemu   śp .  Tacie  "podgrzać nóżki " ,   zawsze   bardzo  marzł  w  stopy .  Mam  to  po  nim  ,  zresztą   nie  tylko  to  ,  ale  całe   50%  genotypu  i   najgorsze  w  tym   geny  ,  przekazujące   komórkom   pamięć   dotyczącą  wagi  .  Koszmar  ,  już  pewnie  do  końca  życia   pozostanę  delikatnie   mówiąc  okrągła  .  Dobrze  ,  że  w  młodości  tego  nie  doświadczyłam  .  Walka  z  tuszą   jest  dla  mnie  tym  ,  czym  dla  Don  Kichota  walka  z  wiatrakami  .   Na  osłodę  tego  faktu  ,  cieszę  się  ,  że  przyszło  mi  do  głowy  takie  poetyckie  porównanie  .

sobota, 5 listopada 2011

Smutny miesiąc .

           Listopad  .  Pięknie  ustrojony  kolorami  .  Zwykle  kojarzony  ze  smutnymi  świętami  ,  smutny  miesiąc  .  W  tym  roku  cudowny  ,  ciągle   jeszcze  przepełniony  zapachem  ,  kolorytem   złotej   polskiej  jesieni   i  roztańczony   chmarami   drobnych  muszek  . Te  duże  ,  też  jeszcze  bzyczą  w  mieszkaniu  .  Drażnią  Kajtka  i  mnie  też  . 
            Smutne  święta  poruszają   tysiące  serc , zmuszają  tysiące  ludzi  do  przemieszczania  .  Dlaczego  są  smutne  ,  skoro  najbardziej  rodzinne ? Pamięć  o  najbliższych   musi   trwać  wiecznie  ,  choćby  zamknięta  w  kamieniu  . 
             Zdziwienie   i   wzruszenie  ,   to   emocje   których   doświadczyłam   dzięki   Kaśce  .  W  Dzień  Zaduszny  ,  moje  dziecko  ze  swoim  dzieckiem  i  mężem  ,  wybrało  się  na  cmentarz  .  Nic  dziwnego ,  ale  po  powrocie  okazało  się  ,  że   przeszła   z  Julką   trasę  ,   którą  ja  z   nią   pokonywałam   kiedy   była  dzieckiem  .  Julka  stawiała  światełka   na   grobach  żołnierzy  ,  pod   tablicą  katyńską  ,  tablicą   nienarodzonych  ,  w   kaplicy  .   Zdziwiłam   się  ,  ponieważ  wiele   moich   zachowań   Kasia  negowała  .  Wzruszyłam  ,  bo  -  niech  się  uczy  i   pamięta  -  powiedziało  moje  dziecko  .  Nauka  nie  poszła  w  las  ,  pomyślałam  sobie .
             Cmentarz   był   wyjątkowo  piękny  w  tym  roku   dzięki  pięknej   pogodzie  ,  tysiącom  ludzi  ,  tysiącom  świateł   i   tysiącom  wzruszających  wspomnień   .

środa, 26 października 2011

Jesienne porządki .

            Nie  ma  co  udawać  ,  jesień  trwa  ,  za  progiem  czyha  zima  ,  a  w  moim  ogródku  bałagan .  Pogoda   piękna  ,  w  końcu  nie  było   wiatru  ,  więc  z  rozdartym  sercem  wzięłam  się  dzisiaj  za  porządki  . Ogołociłam  ogródek  z  kwitnących  jeszcze  kwiatów  ,  wprawdzie  nie  do  końca  ale  w  znacznej  części  i  na  jutro  planuję   ciąg  dalszy  tych  barbarzyńskich  czynności  .  Mam  nadzieję  , że  pogoda  będzie  równie  ładna  jak  dzisiaj  .  Mogę  mówić  o  nadziei  ,  bo  właśnie  pada  deszcz  .

niedziela, 23 października 2011

Spacer .

            Uwielbiam   spacery  z  psem   ,  nie  cierpię  spaceru   dla  spaceru  .  Nie  chodzę   na   takie  ,  nooo .... bardzo   rzadko  .  Jak   jestem   z  kimś   na  spacerze  ,  to   rozmawiam  ,  przez   co   tyle  piękna   umyka  .  Cisza  ,  szelest   suchych   liści  ,  czy  podmuch   wiatru  w  tych  ,   które   tkwią   jeszcze   na  gałęziach   drzew  .   Jesienią  .  Jesień   jest  wyjątkowo   ładna  w  tym   roku  .  Liście  na  drzewach   i  krzewach   pięknie   przemalowane   jej   barwami  ,  nadal   się  trzymają  .  Nawet   lipa   jeszcze  wszystkich   nie  straciła  ,  wyjątkowo  .  Od   jakiegoś   czasu   liście   lipy  nie  doczekiwały  listopada  ,  a   w  tym   roku   może   się   to  udać  .   Najczęściej   jestem   na   spacerze   tylko  z   psem  ,  dzięki   temu   podglądanie  przyrody   staje   się   oczywistą  oczywistością   .  Dlatego   pies  w  moim  przypadku  ,  to  niezbędna  konieczność  ,  bo  "  kocham   najlichsze  źdźbło  trawy  i  człeka  ,  co  się  z  losem  zmaga " .
             Tylko  ptasich  treli  jest  coraz  mniej  i  ptaki  odzywają  się  później  .  Teraz  czekam  na  jemiołuszki  ,  ich  gardziołka  tyle  dźwięcznych  dzwonków  mieszczą  .  

sobota, 22 października 2011

Pies pacyfista .

           Małymi   kroczkami,  krótkich  i  krzywych   łapek  ale  jednak  łapek,   mój  pies  mnie  " przekabaca ".  Konsekwentnie  każdego  dnia   dłużej,  zamienia  swój   koszyk   na  moje  kolana.  Nadal  usiłuje  zdobyć  łóżko.  Zaczyna   czuć  się  jak  gospodarz   i  szczekaniem   reagować  na  pukanie czy  dźwięk  dzwonka   u  drzwi.  Mnie  to  cieszy,  chciałabym  żeby  jak  najszybciej   zresetował   się   ten   mały  móżdżek  z  traumatycznych   przeżyć  .
           Pod  jednym  dachem  mieszkamy  już  trzy  tygodnie.  Kajtek  czuje  się  chyba  coraz  pewniej,  bo  zdarzyło  się,  że  chrapał   a  nawet  poszczekiwał  przez  sen  -  śniły   mu   się  pewnie   koty   giganty,  a  już  piękniejszego  snu   piesek  chyba   mieć  nie  może.  Chyba,  że  może .  No,  nie  wiem.  Gdzie  tam,  nie  może !  A  jednak  może,  przypomniałam   sobie  -  polowanie !!!   Tylko   przy   śnie  o  polowaniu,  oprócz   szczekania,   byłoby   jeszcze    przebieranie  łapkami.   Przebierana  łapkami  nie  było,  więc  to  był  jednak  sen  o  kotach,  a   dla   Kajtusia   każdy   kot   jest  gigantem  .

poniedziałek, 17 października 2011

Kwartał .

            Dzisiaj   mijają   trzy  miesiące  jak  nie  żyje  Grej  III  Junior  .  Od   17  dni  mieszkam  z  nowym  Grejem  i  wygląda  na   to  ,  że  będzie  równie  kochany  jak  jego  poprzednik  .  Kasia   jest  nim  zachwycona  i  intensywnie  go  dopieszczała  podczas  swojego  pobytu  .  Trudne  to  nie  jest  ,  bo  Kajtuś  sam  się  pieszczot  domaga  .  Naturalnie  pies  był  zachwycony  ,  zdecydowanie  mniej   Julka  ,  która  jest  wyraźnie  o  psa  zazdrosna  .  Jula  podchodzi  do  niego  z  ograniczonym  zaufaniem  .
           Wygląda  na  to , że  będą  kłopoty  z  pozostawianiem  go  samego  w  domu  , niestety  tęskni  ,  niestety  szczeka  ,  niestety  wyje . Może  się  oduczy ?  Pewnie  nie  ,  poprzednie  psy  też  się  nie oduczyły  . W  piątek  sadziłam  róże  w  ogródku  ,  a   ten  maluszek  stał  na  balkonie  i  " jojczał  ",  bo  nie  wzięłam  go  ze  sobą  ,  na  dodatek  przeciskał  się  przez  szczebelki  i  próbował   schodzić  po  schodkach  . Na  szczęście  nie   udało  mu  się  ,  ale  co  będzie  jak  "potrenuje "  i  w  końcu  mu  się  uda  ?  Kurcze , co  za psy  mi  się trafiają .

niedziela, 16 października 2011

Tymczasem .

            Były  i  już  ich  nie  ma  .  Tymczasem   cieszę  się   minionymi  ,  wspólnie  spędzonymi  godzinami   i   już   czekam  na   te  ,  które  mają   nastąpić  za  dwa  tygodnie  .  Przyzwyczaiłam  się  do  tych  " kradzionych " z  życia  rodzinnego  Kaśki  ,  godzin  .  Nie  ukrywam  ,  kiedyś  liczyłam  na  więcej  ,  ale  Kasia  szybko  pozbawiła  mnie  złudzeń  .
            Przypomina  mi  się  taki  gorzki  dowcip ,  który  nas  bawił  i  śmieszył  ,   który  wykorzystywaliśmy   między  sobą   tzn .  najbliższą  rodziną  ,  którą  obok  więzów  rodzinnych  łączyła  także  przyjaźń  .  Otóż , " zięć  i  synowa  to  nie  rodzina  ,  to  osoby  tymczasowe  przy   rodzinie " .  Takie  jest  aktualnie  moje  samopoczucie  ,  w  odniesieniu  do  rodziny  Kasi  .  Tymczasowa  przy  rodzinie  .
             Teraz  jest   fajnie  ,  fajnie  ,  szczerze  i  serdecznie  .  Niestety  z  tyłu  mojej  głowy  ,   pali   się  lampka  ostrzegawcza  -  to  się  skończy !!! .  Pytanie   tylko  kiedy  ,  jak  i  dlaczego ? Już  to  wszystko  przerabiałam  wielokrotnie  ,  dlatego  teraz  lampki  nie  wyłączyłam  ,  co  i  tak  nie  uchroni  mnie  przed  zaskoczeniem  . Ten  wpis  miał  być  pogodny  .  No  i  co  ?  no  i  pstro ! .

wtorek, 11 października 2011

Pies , wnuczka i ja .

             Rozgryzł   mnie  ,  psia  kość  ,  w  ciągu  11  dni  !!!.   Już   wyczuł  ,  że  moja  słabość  do  niego  jest   nieograniczona  .  Ja  niestety  taką  znajomością   mojego   psa  ,  nie  mogę  się  pochwalić  .  Aktualnie   manifestuje   swoje   niezadowolenie   i  " trzaska  miskami " .  Miski   naturalnie  są   puste  ,  bo  inaczej  -  jadłby  tylko  raz  dziennie  -  od  rana  do  wieczora  - bez  przerwy  .
            Jutro  Juleńka   ma   ślubowanie ,  pierwszoklasistów  .  Niezwykle   ważna   sprawa  ,  w   życiu  raczkującego   uczniaka  .  Uroczystość   przewidziana   tylko  dla  uczniów   i   rodziców  ,  niestety .  Babcia   będzie   miała   zdaną   relację  .  W  czwartek   Kaśka  z  Julką   przyjadą  ,  na   wydłużony   przez  Dzień  Edukacji  Narodowej   ,  weekend  .  Nasłucham   się   o  buźkach  ,  mądrych  głowach  i  zielonych  kwadratach  ,  Wiktoriach  ,  Zosiach  ,  Damianach  i  Marcelach  .   Ach  ,  jeszcze  o  tańcach  .  Cała   już  jestem  nastawiona   na   słuchanie  .   Słuchać   mogę   bardzo  długo  ,  wolę   słuchać   niż  mówić  .
             Jula  po  raz  pierwszy  zobaczy  Kajtka  .  Zgodziła   się   żeby   Grej  IV  otrzymał   przydomek   Kajtek  ,  chociaż   sama   planuje  tak  dać   na   imię  swojemu   pieskowi  ,  jeżeli   będzie  chłopczykiem  ,  piesek  dziewczynka  będzie  miała  na  imię  Figa  .  Tylko  ,  czy  i   kiedy  to  nastąpi  ?

sobota, 8 października 2011

Pięć kilogramów .

            G . IV K .  to  pięć  kilo  nieszczęść  i  smutku .  Niestety  nie  skończyło  się  na  jednej  wizycie  u  weterynarza  ,  która   miała  być  tylko  wizytą  profilaktyczną  .  Dzisiaj  jest  już  ok.  chociaż   maluch   jeszcze   dostaje  tabletki  .  Ja  -  miłośniczka  jamników  widziałam  ,  że  coś  jest  nie  fajnie .... i  miałam  rację  .
           Oczy  Kajtka   nadal  są  smutne  ,  chociaż  ciałko  potrafi   już  okazywać  radość  ,  o   coraz  częściej szalejącym  ogonie   nie  wspomnę  .  To  przecież  dopiero  tydzień  ,  jak  wyrwał  się  z  sierocińca  .  Szkoda   mi   G . I V  K .  ,  kiedy   widzę  jak   na  parkingu   szuka  znajomego  sobie  zapachu  i  nie  znajduje  go .  Ciekawa  jestem  co  sobie  myśli  .
           Po  tym  jak  usiłuje  mnie  przekonać  ,  że  właściwym  miejscem  do  spania  jest   mój  tapczan   ,  wnioskuję  ,  że  czuje  się  ze  mną   dobrze  .  Od  trzech  dni   zaszczyca  mnie    drzemkami   na   kolanach  ,  a  nawet  potrafi   domagać  się  pieszczot  .  Słodki  maluszek  ,  będzie  nam  ze  sobą  dobrze  .  Zauważyłam  u  niego  ,  dwa  niezrozumiałe  i  nieakceptowane  przeze  mnie  zachowania  .  Pracuję  nad  wyeliminowaniem  ,  mam  nadzieję  ,  że  się  uda .

środa, 5 października 2011

Jak się ......

            Wczoraj   wieczorem   zadzwonił   do  mnie  mój  zięciulek  i  zadał   mi   ,  następującej  treści   pytanie :  " jak  się  babci   mieszka  z  nowym  lokatorem ?" .  Pomyślałam  ,  że  to  telefon  nie  do  mnie  ,  babcia ?  Konsternacja  ,  babcia - chyba  nie  ja ? A  jednak , ja .  Chwilkę  wcześniej  rozmawiałam  z  Julką  ,  która  dzisiaj  rozpoczyna  zajęcia  z  tańca  i  musiała  o tym  opowiedzieć  babci  ,  jak  również  pochwalić  się  swoimi "osiągnięciami " szkolnymi .  Pytała  również  o  Kajtka  .  Zięć  widocznie  poszedł   za  ciosem  i  też  mnie  "potraktował " babcią  .
             Babci  z  Kajtkiem  mieszka  się  doskonale  ,  ponieważ  Kajtek  wyraźnie  podnosi  babci  poziom  endorfiny ,  który  ostatnio  był  niebezpiecznie  zaniżony .  Teraz  Kajtuś  jeszcze  smacznie  śpi  , a  świadczą  o tym   " bulki  powietrza "  puszczane  mordką . Towarzyszył  mi  naturalnie  przy  toalecie  porannej ,  ale  jak  mu  powiedziałam  -  żeby  poszedł  spać  ,  bo  takie  malutkie  pieseczki  śpią  jeszcze  o  tej  porze -  to  poszedł  i  śpi .
             Wczoraj  miał  wizytę  u  weterynarza , " rodzinnego " naturalnie .  Odwalił  taką  histerię  przy  obcinaniu  pazurków  ,  jakby  co  najmniej  obdzierano  go  ze  skóry  .  W  piątek  jedziemy  na   doszczepienie  .  Poza  tym   jest  zdrowy  i   ładny  tzn . śliczny .  Uwielbia  jeździć  samochodem  .  Nie  wiem  jak   można  było  takiego  pieska  ,  podrzucić   pod   psi  sierociniec .

niedziela, 2 października 2011

Grej IV Kajtek .

            Od wczoraj  mieszkamy  razem  .  Od wczoraj uczymy  się  siebie .  Od wczoraj  przyzwyczajam  się  do  nowej  maści , wielkości  i  psiego oddania .
             Dzisiaj  mija  10  tygodni  jak  nie  żyje  Grej  III  Junior  . Ot ,  mam  taką  fanaberię  i  ponumerowałam  wszystkie   nasze  Greje .

piątek, 30 września 2011

Ludwik Jerzy Kern


Już od dawna, od zarania,
Poprzez wszystkie wieki,
Ciągną się popiskiwania,
Skomlenia i szczeki.
Idą pełne animuszu,
Wspólną z nami drogą,
Cztery łapy,
Para uszu,
Oczy,
Nos
I ogon.

Na tym świecie różnie bywa,
Zabawnie i dziwnie.
Raz jednostka jest szczęśliwa,
To znów wręcz przeciwnie.
W dżungli życia, w życia buszu
Zawsze ci pomogą
Cztery łapy,
Para uszu,
Oczy,
Nos
I ogon.

Mniej tragiczne jest rozstanie,
Snucie się po kątach;
Nawet rozpacz, moim zdaniem,
Inaczej wygląda,
Jeśli na kanapie z pluszu
Leżeć z tobą mogą
Cztery łapy,
Para uszu,
Oczy,
Nos
I ogon.

Trochę kaszy, trochę mięsa,
Trochę tuku w rurze-
I już możesz się poświęcać
Sztuce lub kulturze.
Nie naruszy twych funduszów
Złodziej żaden, bo go-
Cztery łapy,
Para uszu,
Oczy,
Nos
I ogon.

A w ogóle jakoś raźniej,
Weselej co chwilę.
Weźmy taki spacer. Właśnie.
Prawda, ile milej
Iść w zadartym kapeluszu
I czuć za swą nogą
Cztery łapy,
Parę uszu,
Oczy,
Nos
I ogon.   
         Mój   nowy  pies  już  ostatnią  noc  spędza w sierocińcu . Od jutra - wspólne spacery  .

środa, 28 września 2011

Znaki.

            Wszystkie  znaki  na  niebie  i  ziemi  wskazują  ,  że  będę  miała  psa  .  Naturalnie  jamnika  ,   naturalnie  ze  schroniska  .  Cyberprzestrzeń   to  jednak  cudowny   wynalazek  ,  dzięki   niej  go  wypatrzyłam  .  Jamniolek   ma  ok.  pięciu  lat  , jest  zdrowy  i  radosny .  Kasia   już  go  odwiedziła  ,  pobawiła  się  z  nim  i  obiecała  mu  ,  że  go  zabierze  .  No   i  co  ?  przecież  pieska  zawieźć   nie  można  .  Imię  odziedziczy  po  poprzednikach  ,  tak  przynajmniej  planujemy  ,  chociaż  wyglądem  się  różni  .  
           

sobota, 24 września 2011

Polecie .

            Jesień  to  piękna  pora  roku  ,  dzisiaj  właściwie  cieszymy  się  poleciem  . Wg  prognoz  pogody  taka   aura  jeszcze  trochę  się  utrzyma  .  Cudownie  ,  oby  jak  najdłużej  .
          Teraz  czuję  się   jak   zbita   z  pantałyku " kobita " ,  która   musi  oswoić  się  z  pewną   sytuacją  .  Nie  dzieje  się  to  za  sprawą  pogody  ,  ale  qui  pro quo .   Około  południa  zadzwoniła   Kasia  i   oznajmiła  :  mamuś  ,  nie  oddawaj  nikomu   pianina  ,  my  je  zabierzemy .  Tymczasem  pianinem  od  kilku  dni  cieszy  się  zupełnie  inna  rodzina .  Głupia  sytuacja  ,  niestety  prawdziwa  .
            Jakby  tego  było  mało  ,  tkwię   jeszcze  w  jednej  dziwnej  sytuacji  .  Nie  mam  kontaktu  ze  swoją  zamiejscową  Bratową  .  Trzykrotnie  ją  aktywizowałam :  dowcipem  o  ginekologu ,  programem  do  mycia  monitora  od  wewnątrz  i  wpisem  na  blogu . Żadnego  odzewu ,  dziwne .  Trwa to  już  dosyć  długo  ,  bo  czas  to  szaleniec  i  pędzi .
            Z  pędzeniem  kojarzy  mi  się  jeszcze  -  struś  pędziwiatr ,  księżycówka   ze  stanu  wojennego  i   nalewki  .  Aktualnie  " doglądam ",żeby  nie  powiedzieć  pędzę  ,   nalewkę  z  pigwy .  Pigwa  to  taki  niezwykle  przydatny  w  okresie  zwiększonej  zapadalności  na  przeziębienia  ,  owoc .

piątek, 23 września 2011

Minęło lato.

            Od  parunastu  godzin  mamy  jesień ,  dokładnie  od  11:05 .  Tak  sobie  szła ,  szła  i  szła  śliczna  Pani  i   dotarła  do  nas .  Dzień  był   piękny ,  ale  wieczór  jest  bardziej  niż  chłodny  .  Jesień   nie  zabawi  zbyt  długo  ,  bo  zima   ta  kalendarzowa   przyjdzie  na  pewno  wcześniej  ,  jak  to  ostatnio  się  dzieje  w  naszym  klimacie  ,  przez  co  jesień  będzie  krótsza  .  Zima  podobno  znowu   ma  być  zimna  i  śnieżna  .  Najchętniej  zapadłabym  w  hibernację  .
            Na  razie   spokojnie  pracuję  w  ogródku   przesadzam  , dosadzam  ,  ucinam  ,  wyrzucam  .  Mam  nadzieję  ,  że  nic  mi  nie  przeszkodzi  w  uporządkowaniu  moich  "połaci ".
          

wtorek, 20 września 2011

A mnie ......

            "A   mnie  jest  szkoda  lata   i   żal   mi  letnich   wspomnień  ,  niech   sobie   mówią  o  mnie  ,  a  mnie  jest  żal ...".
            Intrygująca   jest   przemienność  pór  roku  .  Piękne  są  wszystkie  ,  ale  nie  lubię  zimy  ,  nie  znoszę  zimy !
           W  ogródku   widoczna  jest  nadchodząca  jesień  i   pewna  niekonsekwencja   przyrody   .  Otóż ..... na  początku  września  zakwitły ,  zgodnie  ze  swoją   naturą   zimowity   i   na  początku  września  powtórzył  kwitnienie .... jaśmin  .  Kwitnie  tak  sobie  ,  wypuszczając   coraz   to  nowe  pączki   kwiatowe  ,  ale  zgodne  z  naturą  to  raczej  nie  jest  .  Tylko  czy  to   już  wybryk  natury  ,  czy  może  tylko  mały  wybryczek  ?
           Dzisiaj   moje  pianino  zmieni  właściciela  .  Po   latach   "poniewierki"  zacznie   znowu  spełniać  swoją   rolę .  Szkoda  ,  że  nie  u  Kasi  .

sobota, 17 września 2011

To tylko pies .

            To  tylko  pies  ,  tak  mówisz , tylko  pies ...
            A  ja  Ci  powiem
            Że  pies ,  to  czasem  więcej  niż  człowiek
        On  nie  ma  duszy , mówisz ...
        Popatrz  jeszcze  raz
        Psia dusza  większa  jest  od  psa
            My  mamy  dusze  kieszonkowe
            Maleńka  dusza , wielki  człowiek
            Psia  dusza się  nie  mieści  w  psie
            I  kiedy  się  uśmiechasz  do  niej
            Ona  się  huśta  na  ogonie
        A  kiedy  się  pożegnać  trzeba
        I  psu  czas  iść  do  psiego  nieba
        To  niedaleko  pies  wyrusza
        Przecież  przy  tobie  jest  psie  niebo
        Z  tobą  zostaje  jego  dusza .
         
            Dzisiaj   mijają  2   miesiące  od   śmierci   mojego   pieska  ,  jutro   minie  9  tygodni  .  Dziwnie  -  2  miesiące  ,  jeśli  chodzi  o  datę  ,  9  tygodni  jeżeli  chodzi  o  czas  .  Bardzo   mi    brakuje   codziennych   spacerów  z  psem  ,  brakuje   mi   tej  " psiej   duszy  na  ogonie ".
           Jakoś   dziwnie  i  pusto  ,  wygląda   twój   dom   ,  bez   psa  -  powiedziała  moja  Bratowa  ,  chociaż   jest   przeciwniczką  " kanapowców "  tzn .  psów  na   prawach  członka   rodziny  .
           Mam   za   sobą   złe   dni  ,  kiepsko  się  czułam  ,  huśtawki   pogodowe   przenoszą   mnie  w    niebyt .  Idzie  ku  dobremu  ,  więc  się  cieszę  .